piątek, 18 stycznia 2013

Rozdział 7

Wzięłam książkę telefoniczną i poszukałam numeru do prawnika. Było tam kilkadziesiąt pozycji. Wybrałam pierwszy lepszy numer i wydusiłam cyfry w telefonie. Pierwszy sygnał, drugi:
-  Słucham, kancelaria pana Jeffersona. - odezwał się głos w słuchawce, była to pewnie sekretarka.
- Yy... dzień dobry, czy ja mogłabym umówić się na spotkanie?  Zależy mi na czasie, chciałabym żeby to było jeszcze dzisiaj.
- Ma pani szczęście - powiedziała kobieta - właśnie przed godziną jedna osoba odwołała spotkanie. Pasuje pani na 17?
- Tak, tak oczywiście, że pasuje. Na pewno przyjdę. W takim razie do zobaczenia.

Zapisałam adres kancelarii na kartce. Spojrzałam na zegarek była 14:30. Miałam dość spory kawałek drogi do przejścia. Ubrałam sie w bardziej wyjściowe ciuchy i wyszłam z domu. Ruszyłam chodnikiem. Nie chciałam się spóźnić, więc wyszłam troszkę szybciej. Było strasznie gorąco, lecz wtedy nie zwracałam na to uwagi, szłam twardo. Przejście całej drogi zajęło mi 1,5 godziny. Miałam jeszcze pół godziny do spotkania, jednak postanowiłam, że już pójdę do kancelarii.
W sekretariacie czekała jedna osoba. Podeszłam do sekretarki:
- Dzień dobry.
- Dzień dobry. Proszę?  - rozpoznałam głos kobiety z którą rozmawiałam przez telefon.
- Ja byłam umówiona z panem Jeffersonem, dzwoniłam.
- A tak, pani Blake? - zapytała sekretarka, a ja kiwnęłam twierdząco głową -  Proszę usiąść, szef gdy skończy spotkanie przyjmie panią.
Udałam się w kierunku krzeseł stojących pod ścianą. Usiadłam i czekałam. Każda minuta strasznie mi się dłużyła. Ten czas który tam siedziałam, to była dla mnie wieczność. Ale w końcu usłyszałam za ścianą rozmowy i drzwi się otworzyły. Wyszedł z nich adwokat i jego klient.
-  Proszę bardzo. - powiedział miłym głosem. Podniosłam się i ruszyłam w jego stronę. Gestem dłoni zaprosił mnie do gabinetu, a kiedy już tam weszliśmy wskazał krzesło.  - Jak się pani nazywa?
- Sophie Blake. - odpowiedziałam.
-  Więc pani Blake, w jakiej sprawie pani do mnie przyszła?
Opowiedziałam mu o całej sytuacji, która wynikła z mojej winy. On powiedział mi, że to było niemądre z mojej strony, bo ja też mogę zostać oskarżona za składanie fałszywych zeznań.
- Co do sprawy pani siostry to jeśli jest tak jak pani mówi, że ona na pewno nie miała narkotyków przy sobie tylko przebywała w pomieszczeniu, w którym się one znajdowały to uda nam się ją jakoś wyciągnąć z tej sytuacji. Na pewno policja będzie szukała osoby, która przyzna się do tego, że to jej narkotyki, bo przecież same tam nie przyszły. Nie wiadomo czy koledzy siostry przyznają się, którego z nich były te środki. Zajmę się tą sprawą. Sprawdzę co i jak. Proszę zostawić w sekretariacie namiary na siebie. Jeśli będę już coś wiedział odezwę się do pani. - podniósł się z krzesła ja zrobiłam to samo.
- Bardzo dziękuję. Będę czekać na telefon. Do widzenia. - odwróciłam się w kierunku drzwi. Wyszłam i podeszłam do biurka sekretarki. Ta bez słowa podała mi formularz w którym musiałam podać swoje dane. Oddałam jej kartkę i pożegnałam się.


Szłam już do domu, kiedy nagle przypomniało mi się, że muszę jutro iść do pracy. Postanowiłam, że wezmę parę dni wolnego, by móc wyciągnąć Ivet z tego bagna, w które sama ją wciągnęłam. Chciałam zadzwonić do szefa, kiedy wrócę do domu. Droga powrotna minęła o wiele szybciej, od mieszkania dzieliło mnie jakieś 20 minut drogi. Idąc rozmyślałam o tym co powiedział mi adwokat. Trochę mnie uspokoił, jednak i tak bałam się o Ivet. Miałam nadzieję, że zamknęli ją w celi z tymi chłopakami, więc miała kogoś znajomego przy sobie. Nie wiedziałam jak oni zachowali się w całej tej sytuacji. Każdy pewnie chciał ratować własną dupę. Wątpiłam, żeby któryś z nich przyznał się do tych narkotyków i odciążył całą resztę. To taki typ, że jak trzeba się bawić i jest wszystko fajnie są wielkimi przyjaciółmi, ale kiedy tracą grunt pod nogami, każdy ratuje samego siebie nie zwracając uwagi na innych. I tak mięła mi droga do domu. Szłam klatką schodową szukając w torebce klucza kiedy nagle zobaczyłam, że ktoś siedzi oparty o moje drzwi. Na początku nie rozpoznałam kto to taki, ale kiedy podeszłam bliżej rozpoznałam bujną, rudą czuprynę.
- Co Ty tutaj robisz? Wypuścili was? - zapytałam zniecierpliwiona.
- Nie, nie wypuścili, mnie w ogóle nie zamknęli. Wracałem wtedy od Ciebie i zaszedłem do kumpla.
- Wejdź. - powiedziałam otwierając mieszkanie. Cały czas czułam do niego niechęć, ale na ten moment trzeba było zakopać topór wojenny, w końcu jedziemy na tym samym wózku.
- Słuchaj, musimy im jakoś pomóc wydostać się z tego gówna. - powiedział spokojnie - Jakbym wiedział kto nasłał te gliny to zabiłbym chuja na miejscu. Wtedy nie istniałoby żadne prawo. - zaczął swój wywód co to by nie zrobił z tą osobą.
- Axl!!! - krzyknęłam. Spojrzał na mnie zdziwiony  - Muszę o czymś ci powiedzieć.
- No to mów, na co czekasz. - powiedział zniecierpliwiony.
- Bo... bo to ja złożyłam to doniesienie na policji... - powiedziałam cichym głosem, ledwo przeszło mi to przez gardło.
-  CO KURWA?! - popatrzył na mnie, chyba sam nie wierzył w to co usłyszał. - Pojebało cię do reszty Soph?! Chuj z nami, my zawsze się jakoś wygrzebiemy, ale pomyślałaś co z Iv?!
Rozpłakałam się, nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Zanosiłam się jak dziecko. W tamtym momencie żałowałam tego tak bardzo, że aż nienawidziłam samej siebie.
- Myślisz, że teraz tego nie żałuje?... Nie wiem co strzeliło mi do tego głupiego łba... - zaczęłam wydobywać z siebie strzępki zdań - Byłam zazdrosna o Ivet, że  ma lepsze kontakty z wami niż z własną siostrą. Ale chyba zazdrościłam jej też tego, że ma znajomych z którymi może wyjść chociażby na to cholerne piwo, a ja wiecznie sama w domu. Moja jedyna rozrywka to wyjście do pracy. Podświadomie chciałam jej tego wszystkiego pozbawić. - powiedziałam mu to wszystko i trochę mi ulżyło. Nie wiem sama dlaczego to zrobiłam, może dlatego że nie miałam komu się wygadać, a on był jedyną osobą, która mi się akurat napatoczyła. Płakałam dalej z twarzą ukrytą w dłoniach  Nagle poczułam jego dłoń na swoim ramieniu. Przytulił mnie do siebie. Teraz łkałam wtulona w jego ramię.
- No dobrze uspokój się, to już się stało, czasu nie cofniemy. Musimy teraz zrobić wszystko żeby im pomóc.
Po jego słowach oderwałam się od niego, poszłam do łazienki żeby przemyć twarz wodą. Było mi wstyd, że się tak przed nim otworzyłam i rozkleiłam. Kiedy wróciłam opowiedziałam Axlowi o moim spotkaniu z adwokatem i o wszystkim co mi powiedział.
- Kurwa, to niedobrze. Jakby nie było ktoś zawsze musi zostać w pierdlu. Nie mam pomysłu jak można pomóc im w inny sposób.
- Adwokat powiedział, że musimy czekać, bo jak na razie nikomu nie zostały przedstawione zarzuty. Dopiero wtedy będzie mógł zacząć działać.

- No dobrze, ja nie lubię siedzieć bezczynnie, kiedy moi najlepsi kumple siedzą po uszy w gównie. Najbardziej rozpierdala mnie to, że kurwa nie wiem jak im pomóc. - powiedział i przejechał ręką po swoich bujnych rudych włosach - Dobra ja będę musiał lecieć, bo muszę sobie załatwić nockę u jakiegoś kumpla. - podniósł się z kanapy i już zmierzał w kierunku drzwi.
- Poczekaj! - zawołałam go - Chcesz mi powiedzieć, że nie masz gdzie dzisiaj spać? A co z waszym mieszkaniem?
- Zostało owinięte dookoła policyjnymi taśmami, a przed domem cały czas stoi radiowóz pilnujący. Za chuja nie ma jak się przecisnąć i wejść.
- Możesz tę noc spędzić u mnie. Pokój Ivet jest pusty więc nic nie stoi na przeszkodzie...
- Nie, nie chcę ci robić problemu. Wiem, że mnie  nie lubisz. Nie będę zadręczał cię moim parszywym towarzystwem.
- No nie należysz do moich ulubieńców, ale nie jestem też żadną suką bez serca. Zresztą to przeze mnie nie masz gdzie spać. Nawet nie ma gadania, zostajesz i tyle.
- Dziękuję Soph. - powiedział. Chyba nie spodziewał się takiej propozycji z mojej strony. Ale cóż, nie mogłabym postąpić inaczej, to była moja wina.

Dałam mu ręcznik żeby mógł się wykąpać, pokazałam co i jak w kuchni, a na końcu zaprowadziłam go do pokoju gdzie będzie spał. Na końcu rzuciłam coś typu "czuj się jak u siebie w domu". Ja sama byłam trochę skrępowana tą sytuacją. Ja i  rockowiec, który lubi ostrą zabawę pod jednym dachem. Ale jak na razie zachowywał się poprawnie, niczego mu nie mogłam zarzucić, przynajmniej jeśli chodzi o zachowanie. Powiedziałam jeszcze, że nie chcę widzieć w domu żadnych narkotyków. Kiedy Axl poszedł się kąpać, ja poszłam do kuchni żeby zrobić nam jakąś kolację. Nic wielkiego, jakieś kanapki. Przygotowałam wszystko, kiedy usłyszałam, że wokalista wyszedł z łazienki.
- Axl, chodź do kuchni. - zawołałam chłopaka.
Wszedł w samych bokserkach, a ja czułam jak wychodzą mi rumieńce na policzkach. Zmierzyłam go z góry do dołu, tak żeby tego nie widział. Był strasznie pociągający bez tych wszystkich bransoletek i innej masy ozdób, które zwykle na sobie nosił. Soph o czym ty w ogóle myślisz? Przecież to ten sam przemądrzały ćpun, którego nie cierpisz.
- Napijesz się herbaty? - zapytałam. Stał oparty o kuchenne meble, kiedy na niego spojrzałam.
- Chętnie. - odpowiedział - Sophie, czy ciebie krępuje to, że jestem tylko w tych majtkach? Przepraszam, ale nie miałem ze sobą nic innego do ubrania, wszystko zostało w domu.
- Spokojnie, przecież wiem że nie masz ze sobą tutaj całej swojej garderoby. - Wzięłam dwa kubki i nalałam nam ciepłej herbaty - Siadaj do stołu i częstuj się.
- Dzięki.  - usiadł za stołem, a ja dołączyłam do niego. Spojrzałam na niego ukradkiem, cholernie mi się podobał. Nie wiem, może wcześniej widziałam go tylko przez pryzmat ćpuna, a moje oczy przesłonione były nienawiścią i zazdrością. Kiedy tak siedzieliśmy poczułam dziwne uczucie w brzuchu. - Dlaczego nie jesz?
- Zamyśliłam się, przepraszam. - wzięłam kanapkę z talerza i ugryzłam jeden kęs. - Urodziłeś się w Los Angeles?
- Nie, przyjechałem tu z Lafayette w stanie Indiana. Dlaczego pytasz?
- A tak z ciekawości. Ale naprawdę jesteś z Indiany? My pochodzimy z Rochester.
- Ej, to mieszkaliśmy całkiem niedaleko siebie. Nigdy bym nie powiedział, że nie urodziłyście się w LA. Ivet tak dobrze się tutaj porusza, zupełnie jakby mieszkała tu do zawsze. Dawno przyjechałyście?
- Ja mieszkam tu od 4 lat, a Iv mama przysłała dwa lata temu. Jest tu już jakiś czas, ale zaaklimatyzowała się od razu.  A ty długo tu jesteś?
- Przyjechałem rok temu... Na początku nie było za ciekawie. Nie miałem gdzie spać, nie znałem tu nikogo. W sumie to przybyłem tu żeby znaleźć Izzy'ego , ale nie było łatwo. Los Angeles nie należy do małych miast. Te poszukiwania zajęły mi dwa miesiące. Później już jakoś poszło, poznałem chłopaków, założyliśmy Guns N' Roses.
- To nie miałeś łatwego życia, przynajmniej tu w Los Angeles.
- Soph ile ty masz w ogóle lat? - widziałam ciekawość w jego oczach.
- Ja...hmm... ile ja mam lat? Będzie z 22. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Naprawdę jesteś z 1960?
- No tak, a dlaczego pytasz?
- Bo ja też. - odpowiedział z takim uśmiechem na twarzy jakiego jeszcze nigdy u niego nie widziałam.
- A ja myślałam, że ty jesteś młodszy ode mnie i to gdzieś o dwa lata.
- No coś ty. - dalej cieszył się jakby odkrył tą naszą cholerną Amerykę.
Siedzieliśmy tak i było całkiem miło. Przyznam, że na chwileczkę udało mi się zapomnieć o tej całej parszywej sprawie. Myślałam , że on umie tylko przeklinać i nie ma mowy o wypowiedzeniu się na jakiś poważny temat. Ale po rozmowie z nim stwierdziłam, że jest cholernie inteligentny i nie jednego zapędziłby w kozi róg.
Sophie Blake

Wiem, że trochę dużo dialogów, ale jakoś tak wyszło. Mam nadzieję, że to ogarniecie. Oczywiście zapraszam do komentowania, to dla nas bardzo ważne :-) 

10 komentarzy:

  1. Axl sklałam z tym wiekiem, czy naprawdę w tym opowiadaniu urodził się w 60?
    No dobra, Stophie chce jakoś naprawic ten błąd co zrobiła, to poszła do prawnika. W sumie, to nawet dobre rozwiązanie, bo chyba nic innego nie miała zrobic.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opowiadanie jest fikcyjne wiec i Axl moze byc starszy o 2lata. A co tam:-)
      Soph

      Usuń
  2. Fajny rozdział, wciągający i fajnie się czyta. Hmmm a czy Axl nie szukał Izziego miesiąc w LA? Mniejsza o to xD Rzeczywiście młody Rudy w samych bokserka odbiera mowę ;P

    http://dream-comes-tru-e.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hey, te opowiadania sa fikcyjne wiec co to za roznica miesiac, dwa czy trzy:-)

      Usuń
  3. Jest w sam raz dialogów. Kurde, jak mi się podobała ta scena, jak Axl wyszedł z łazienki w bokserkach, aż do końca rozdziału. Tylko mi nie mów, że oni się do siebie zbliżą! Ułożona Sophie i Axl? No Way! XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Mmmm Axl w samych bokserkach... Też bym się gapiła *_*
    No i coś zaczyna iskrzyć czy tylko mi się wydaję? :)
    Axl celowo jest tutaj z 1960 czy skłamał?
    No i Soph poszła do prawnika... Oby ich stamtąd wyciągnął :)

    OdpowiedzUsuń
  5. hahaha wszyscy pytają o 1960 a ja nie zapytam! xd
    Podświadomie chciałam jej tego wszystkiego pozbawić. -> coś tu nie gra... może JĄ zamiast JEJ? nie wiem tak mi bardziej pasuje
    yyyy jedno pytanie... po co otaśmowali im dom? to tylko posiadanie dragów a nie morderstwo czy inne poważne przestępstwo... zebrali dowody i tyle... nie muszą zabezpieczać śladów i blokować dostępu w obawie o zniszczenie istotnych śladów czy czegoś
    no byłabym wręcz zdegustowana i zniesmaczona gdyby Sophie nie stwierdzila ze Axl jest nawet przystojny haha to by było dziwne i pomyślałabym że jest lesbijką :D
    DLACZEGO JA NIC NIE WIEDZIAŁAM O NOWYM ROZDZIALE?!

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział ! Cieszy mnie fakt,że Sophie przygarnęła Axla do siebie (okazała odrobinę współczucia) Ten monolog wewnętrzny Sophie :"Wszedł w samych bokserkach, a ja czułam jak wychodzą mi rumieńce na policzkach. Zmierzyłam go z góry do dołu, tak żeby tego nie widział. Był strasznie pociągający bez tych wszystkich bransoletek i innej masy ozdób, które zwykle na sobie nosił. Soph o czym ty w ogóle myślisz? Przecież to ten sam przemądrzały ćpun, którego nie cierpisz." Boże ! Perspektywa Axla w samych bokserkach opierającego się o kuchenne meble...kusząca.
    Czyżby jakiś romansik się kroił? :p Uwielbiam ten rozdział! Dziękuje ! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. http://dont-cry-in-november-rain.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń