niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział 10

Zmniejszę Wam trochę czcionkę, może będzie się lepiej czytać ;) w końcu nowy rozdział...przepraszam, że tak długo, ale sami wiecie jak to jest. Bez zbędnego gadania, zapraszam do czytania i komentowania <3

Starałam się zasnąć, ale cały czas myślałam o Izzy'm i o tym, jak go wyciągnąć z tego bagna. My sobie spokojnie leżymy w łóżeczkach, a on musi się męczyć w obleśnej celi z jakimiś przestępcami. W całym domu panowała cisza, więc pewnie wszyscy odsypiają ostatnie wydarzenia. Wstałam udając się do kuchni, chcąc napić się wody, może to mi pomoże. Przeszłam cichutko przez salon, żeby nie obudzić chłopców i wyciągnęłam szklankę z szafki.
- Kurwa - zaklęłam pod nosem, bo oczywiście musiałam obić o siebie naczynia, co wydało dosyć głośny dźwięk. Odkręciłam butelkę i nalałam w końcu tą wodę.
- Co Ty tu robisz? Czemu nie śpisz? - obok mnie pojawił się mulat. Było widać na pierwszy rzut oka, że jest niewyspany.
- Przepraszam jeśli Cię obudziłam. Nie mogę zasnąć. Cały czas myślę o Izzy'm - odstawiłam pustą szklankę i spojrzałam na Slasha. Wyglądał cudownie w samych bokserkach z tą swoją wyrzeźbioną klatą. Starałam się nie wyjść na jakąś napaloną i szybko zabrałam z niego wzrok.
- I tak nie spałem, byłem zapalić. Chodź tu - zbliżył się do mnie i mocno przytulił. Zawsze dobrze wiedział czego potrzebuję w danej chwili. Głaskał mnie po włosach, a ja się w niego wtuliłam.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Wyciągniemy go stamtąd najszybciej jak się da - szeptał mi do ucha, co bardzo mnie uspokajało.
- Zaśniesz dzisiaj ze mną? - zapytałam, patrząc w jego czekoladowe oczy. Ten się uśmiechnął i odgarnął mi włosy z policzka.
- Jeśli tylko chcesz, mała - poszliśmy do mojego pokoju i położyliśmy się do łóżka. Hudson przykrył nas kołdrą i przyciągnął mnie do siebie, obejmując ręką w pasie. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, wtulona w seksownego gitarzystę.

Obudziłam się i pierwsze co zobaczyłam, to twarz chłopaka otulona kurtyną ciemnych loczków. Dotarło do mnie, że chciałabym się tak budzić codziennie. Pogłaskałam go delikatnie po policzku, czując słynne "motyle w brzuchu". Musiałam się powstrzymać, żeby go nie pocałować. Wyglądał tak spokojnie i słodko. Nagle doszedł mnie hałas z dołu. Wyswobodziłam się z objęć Saula i wyszłam z pokoju. Na schodach wpadłam na Sophie i ze znakiem zapytania na twarzy, kierowałyśmy się w stronę odgłosów. W kuchni zobaczyłyśmy Stevena, latającego po pomieszczeniu, jakby go ktoś gonił.
-  Co Ty robisz? Wszystkich obudzisz - powiedziała do niego moja siostra, a ja wybuchnęłam śmiechem, bo ten widok był komiczny.
- Chciałem zrobić pyszne śniadanie. Zresztą za chwilę kończę - posłał nam ten swój boski uśmiech i wrócił do garów. Widzę, że Soph w końcu przekonała się do chłopaków i bardzo się z tego powodu cieszę.
- Co się tu kurwa dzieję, nawet wyspać się nie można - wymruczał Kudłacz i opadł głowę o moje ramię. 
- Cześć piękna - pocałował mnie delikatnie w szyję. Blondynka patrzyła na nas z miną WTF, a ja się tylko uśmiechnęłam. Wkrótce pojawił się też Duff i Axl, który objął moją siostrę od tyłu w talii. Usiedliśmy do stołu, a Steven podał nam jajecznicę z bekonem. Pachniało znakomicie, więc szybko zabraliśmy się za jedzenie.
- To co robimy z Jeffem? - zapytałam, gdy już skończyliśmy.
- Znam jednego adwokata, który miał Was wyciągnąć. Może on nam coś doradzi - powiedziała Soph i zaczęła zbierać naczynia.
- No to Ty dzwoń i się wszystkiego dowiedz, a ja się pójdę ubrać - wstałam i zniknęłam na górze. Mam nadzieję, że da się coś zrobić i wszyscy razem będziemy się z tego śmiać. Ubrana w świeże ciuchy zeszłam do salonu i zauważyłam, że po śniadaniu nie było ani śladu, a Sophie nie było w pobliżu...czyli to chłopcy. Coraz bardziej mnie zaskakują. Usiadłam na kanapie między Duffem i Slashem i czekałam na wieści od siostry.
- Nie musieliście sprzątać. To do Was niepodobne - zaśmiałam się lekko, za co blondyn poczochrał moje włosy.
- Ale chcieliśmy. Tak dużo dla nas robicie, że możemy chociaż tym się odwdzięczyć. Korona nam z głowy nie spadnie - wybuchnęliśmy śmiechem. Włączyłam telewizor i skakałam po kanałach, bo jak zwykle nic ciekawego nie było. Siedzieliśmy jak na szpilkach i czekaliśmy na blondynkę. W końcu się zjawiła, a oczy wszystkich skierowały się w jej stronę.
- I co? Wiesz coś? - wyrwałam się, bo już mnie nosiło z tej niepewności.
- Mamy do niego przyjść za 2 godziny, wtedy wszystko się wyjaśni. Przez telefon nie był w stanie udzielić konkretnej odpowiedzi - powiedziała i usiadła z nami.

Staliśmy właśnie przed kancelarią, porozumiewawczo popatrzeliśmy na siebie i weszliśmy do środka.
- Byliśmy umówieni do Pana Jeffersona - do sekretarki podeszła Soph. Kobieta się dziwnie na nas popatrzyła, na co Axl pokazał jej środkowy palec.
- Proszę wejść. Następne drzwi po lewej. - sztucznie się uśmiechnęła i wróciła do swoich zajęć. Jak to mają chłopcy w zwyczaju, weszli bez pukania.
- Dzień Dobry. My w sprawie kolegi z więzienia - ratowałam sytuację i powiedziałam grzecznym tonem do zaskoczonego mężczyzny. Cały czas miałyśmy na oku resztę, żeby znowu nie zrobili czegoś głupiego.
- Aaa, proszę usiąść. Sytuacja nie jest prosta...- zaczął nam opowiadać całe procedury, a i tak żadne z nas nie wiedziało, o czym on mówi. Widziałam jak Axl siedzi niespokojnie i go roznosi, a Steven ma ochotę wybuchnąć śmiechem, więc delikatnie pogroziłam mu palcem. Podziałało.
- Także, myślę, że wystarczy wpłacić kaucję w wysokości 3000 $ i kolega wyjdzie na wolność - w końcu doszedł do sedna sprawy. Tylko skąd my weźmiemy tyle kasy? Duff, aż się zaczął dusić, gdy to usłyszał.
- Dobrze, to dziękujemy za pomoc - Soph uścisnęła mu rękę i szybko opuściliśmy budynek.
- Ile kurwa? Popierdoliło go? - krzyczał Rudy, który rozwalał wszystko na swojej drodze.
- Coś wykombinujemy. Jesteście Guns n Roses i tak łatwo się nie poddajecie, a ja mam trochę odłożone. - powiedziała moja siostra i trochę uspokoiła wokalistę. Cieszyliśmy się, że jest szansa na wyciągnięcie Isbella, ale nie spodziewaliśmy się takiej kwoty. W gorszych nastrojach niż rano, wściekli i smutni zarazem, przemierzaliśmy brudne ulice L.A., kierując się w stronę naszego domu. Chłopcy i tak nie mogą na razie u siebie nocować, więc tymczasowo przenieśli się do nas.

Dotarliśmy w końcu do celu i chłopcy rozsiedli się na kanapie. Widziałyśmy jak im to ciąży. Oczywiście Axl musiał coś po drodze rozwalić...on to chyba najbardziej przeżywa. Łączy go z Izzym ogromna przyjaźń. Na ustach Stevena od rana nie gościł jego cudowny uśmiech, czyli z nim też nie jest najlepiej.
- Musimy coś zrobić, bo inaczej się wykończą - powiedziała Soph, gdy weszłyśmy do kuchni. Pokiwałam głową, że się zgadzam i wyciągnęłam butelki z tanim winem.
- Może na początek to? - zaproponowałam i lekko się uśmiechnęłam. Wróciłyśmy do reszty i rozdałyśmy im po jednej flaszce, a moja siostra zniknęła na górze. Przytuliłam Adlera, bo nie mogłam patrzeć jaki jest przybity. Oddajcie mi tego wesołego chłopaka!!! Usiadłam koło Slasha, który już prawie opróżnił butelkę i położył głowę na moich kolanach. Głaskałam jego włosy. Nikt się nie odzywał, a Rudy chyba cały czas myślał, jak skombinować kasę.
- Ja mam 1500 $ - na dół zeszła Soph z plikiem banknotów.
- Kurwa, to jest kropla w pierdolonym morzu! - krzyknął Axl i rzucil butelką o ścianę. Wszyscy na niego popatrzyli z niepokojem, a Slash wręcz ze złością.
- Mam! - wydarł się nagle Duff i podniósł się z miejsca. Soph usiadła obok Rose'a, który ją przeprosił i pocałował w policzek. Popatrzeliśmy na blondyna z miną "no mów w końcu".
- Przecież mam tego starego pickup'a. Sprzedam go i powinniśmy dostać trochę kasy. Nam jakoś wybitnie potrzebny nie jest - jak powiedział, tak szybko zniknął za drzwiami. Nie bardzo ogarnialiśmy sytuację, ale to się wytnie. Steven zaproponował, że zrobi coś do jedzenia, chociaż do tego się przyda. Rudy jak zwykle narzekał, że ile McKagan może dostać za tego grata i że to nic nie da. Ja rozmyślałam o tym, co teraz robi Izzy. Przeprosiłam Saula i wyszłam na taras zapalić. Zawsze mnie to uspokajało. Poczułam jak ktoś się wtula w moje plecy i od razu poznałam ten zapach. Tak mógł pachnieć tylko Kudłacz.
- Nie zadręczaj się tak, bo nie mogę patrzeć jak jesteś taka smutna - wyszeptał i odwrócił mnie do siebie przodem. Zabrał mi fajkę i sam się nią zaciągnął.
- Wybacz, ale nie jest mi do śmiechu - odpowiedziałam z sarkazmem - przepraszam. Nie chciałam, a co u reszty?
- Soph z Axlem się miziają, więc zostawiłem ich samych - posłał mi uśmiech mówiący "you know what I mean", na co odpowiedziałam tym samym - No i tak lepiej. Zobaczysz, damy radę - mrugnął do mnie, a ja się przytuliłam. Był taką moją przytulanką, takim misiem. Usłyszeliśmy trzask drzwi i wróciliśmy zobaczyć, co się dzieje.
- Mam 1000 $. Wcisnąłem go jakiemuś dilerowi - to Duff, uradowany rzucił pieniądze na stół.
- To zostało nam jeszcze 500 $ - stwierdził mądrze Axl, na co pognałam do swojego pokoju i zabrałam z niego mojego klasyka. Z ciężkim sercem zeszłam z nim na dół i kierowałam się do wyjścia. Wszyscy na mnie patrzyli, nic nie mówiąc. Podbiegł do mnie Slash.
- Co Ty odpierdalasz? Powiedz, że nie chcesz zrobić tego, co myślę!
- Chce. To tylko gitara Saul. Kiedyś kupię sobie nową - szybko wyszłam, zostawiając resztę samych z myślami. Było już późne popołudnie, a jeszcze dzisiaj chciałam wyciągnąć Stradlina. Dotarłam do jakiegoś sklepu z używanymi rzeczami, coś jak komis. Oddałam gitarę sprzedawcy, który dał mi za nią 575 $. Z radości ucałowałam go w policzek i pognałam do domu. Oczy pozostałych skierowały się na mnie, a ja uśmiechnięta, czekałam na nich.
- No, ruszcie się. Bierzcie resztę kasy i idziemy po szanownego gitarzystę - Steven i Duff się na mnie rzucili i zaczęli przytulać.
- No siostra, nie sądziłam że to zrobisz. Dobra, to idziemy - powiedziała Soph i wyszła.
- Dzięki Ivet. Jesteśmy Ci kurwa dozgonnie wdzięczni - Rose dotknął mojego ramienia, a ja zauważyłam ulgę w jego oczach. Szłam za nimi, patrząc na obejmującą się parę przede mną. Z tego wszystkiego zapomniałam wypytać blondynkę, co ją łączy z wokalistą, ale chyba to coś poważnego.
- Jesteś niesamowita. Zaskoczyłaś mnie tym, co zrobiłaś - powiedział Slash, człapiący się obok mnie z papierosem w ustach.
- Jeszcze nie raz Cię zaskoczę, a teraz chodź - pociągnęłam go za rękę, której nie puszczał aż nie dotarliśmy pod komisariat.
Ivet Paar

piątek, 8 lutego 2013

Rozdział 9

Myślę, że ten rozdział raczej nikogo nie zaskoczy :D Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałyśmy, ale cierpię na chyba najstraszniejszą chorobę dla autora jakichkolwiek teksów jaką jest definitywny brak weny :( Moim zdaniem to najgorszy rozdział jaki dotychczas napisałam, przyznaje się do tego bez bicia.



Po kolacji Axl zaproponował, że posprząta. Ja w tym czasie poszłam się wykąpać. Kiedy weszłam pod prysznic poczułam się jak nowonarodzona. Miałam jakieś dziwne przeczucie, że ta felerna sprawa z Iv niedługo się rozwiąże. Gorąca woda, która spływała strużkami po moim ciele bardzo mnie odprężała, nie chciało mi się stamtąd wychodzić. Chcąc nie, chcąc musiałam wyjść nie mogłam zostawiać "gościa" na tak długo samego. Wyszłam, wzięłam ręcznik i zaczęłam się wycierać kiedy nagle zorientowałam się, że nie zabrałam ze sobą nic w co mogłabym się ubrać po umyciu. Ja pierdole! huczało mi w głowie. Nie uśmiechało mi się przebiegać przez cały dom owinięta tylko w ręcznik, tym bardziej, że nie wiedziałam co teraz robi chłopak. Musiałam zaryzykować, liczyłam na to że przemknę niezauważona. Otworzyłam cichutko drzwi i na placach poleciałam do mojego pokoju. Kiedy już w nim byłam odetchnęłam z ulgą. Tak, pewnie to dziwne, ale ja wstydzę się pokazywać swoje ciało, a jeszcze bardziej komuś nieznajomemu. Zdjęłam ręcznik i podeszłam do łóżka bo koszulka w której zawsze spałam leżała obok niego, a bokserki na nim. Nachyliłam się by podnieść koszulkę i usłyszałam:
- Oj, przepraszam - stanęłam na baczność i odwróciłam się w kierunku drzwi. Dopiero po chwili zorientowałam się że stoję całkiem naga, szybko chwyciłam za koc i zakryłam się nim.
- Czy ty do cholery nie umiesz pukać?! - wykrzyczałam w stronę Axla. Czułam jak moje policzki oblewają się rumieńcami.
- Spokojnie, przecież przeprosiłem. - puścił mi oczko, a uśmiech nie znikał z jego twarzy - Soph, jesteś taka śliczna kiedy się wstydzisz. Nie myśl sobie, że ja nigdy nagiej dziewczyny nie widziałem.
- W to akurat nie wątpię. - powiedziałam z sarkazmem w głosie, cała kipiałam ze złości. - Co cię tak bawi?! Wytłumaczysz mi?!
- Cała ta sytuacja, jak dla mnie jest śmieszna, nie gniewaj się. - nawet nie wiem kiedy a on już stał obok mnie i gładził delikatnie po policzku. Czułam to dziwne uczucie w żołądku. Zupełnie jakbym miała 15 lat - Jesteś taka ładna i masz takie delikatne ciało. - pocałował mnie w ramię, czułam że tracę nad sobą kontrolę i że mój umysł nie myśli trzeźwo.
- Uspokój się - powiedziałam śmiejąc się - a te teksty to chyba masz z jakiegoś pisma dla nastolatków.
- Sophie mówię prawdę. - dotychczas cały czas się uśmiechał, nie mogłam go rozgryźć czy mówi serio, czy może robi sobie ze mnie jaja, ale teraz jego wyraz twarzy zmienił się, całkowicie spoważniał - przecież wiem że ja ci się podoba i nie ukrywam, że ty mi też i to strasznie.
Gdy skończył mówić zbliżył swoje usta do moich i zaczął mnie całować. Wtedy straciłam już totalnie zdrowy rozsądek, zatkało mnie nie wiedziałabym co mu odpowiedzieć, więc pocałunek odwzajemniłam. Staliśmy tak już przez dłuższą chwilę nie przerywając tego upojnego pocałunku, kiedy nagle znów odezwało się to moje cholerne sumienie "Co Ty kurwa robisz?", ale nie zwracałam na to uwagi. Poczułam nagle jak ręka Rudego zjeżdża wzdłuż moich pleców ku dołowi. Położył ręce na moich biodrach, a ja zarzuciłam mu swoje na szyję. Nagle pomyślałam, że ja stoję przed nim tak jak mnie Bóg stworzył, ale już wtedy nie czułam żadnego wstydu, ani zakłopotania. Nagle chłopak wziął mnie na ręce i położył na łóżku. Pochylił się nade mną i znów zaczął całować, wodził swoimi dłońmi po całym moim ciele. Swoje pocałunki przeniósł na moją szyję, później na piersi i zjeżdżał coraz niżej. Czułam się wtedy naprawdę szczęśliwa. Kiedy jego pocałunki były już naprawdę nisko jęknęłam z rozkoszy. On spojrzał na mnie z uśmiechem. Rozchylił moje uda i wszedł we mnie. Najpierw były to wolne ruchy, a później coraz szybsze i bardziej zdecydowane. Doprowadzał mnie do obłędu, był cudowny... Kiedy robiliśmy to już chyba po raz trzecie, stało się coś co nigdy nie powinno mieć miejsca. Usłyszałam jak drzwi mojego pokoju uchylają się i "Soph śp...". Oboje z Axlem zamarliśmy w bezruchu. Ivet obróciła się i szybko zamknęła za sobą drzwi. Axl położył się obok mnie:
- Co teraz? - zapytał.
- Muszę z nią pogadać, wyjaśnić. Nawet nie wiem co mam jej powiedzieć. Ej... czekaj, czekaj... skoro Iv jest w domu... to musieli ich wypuścić! - krzyknęłam i szybko usiadłam na łóżku. - Dalej ubieraj się! - zerwałam się w kierunku szafy i zaczęłam szukać czegoś do ubrania.
Dopiero po chwili zorientowałam się co wcześniej się wydarzyło, a co dzieje się teraz. Ha! Czyli miałam dobre przeczucia. Moja intuicja mnie nie zawiodła - chociaż raz. Po 2 minutach byłam już ubrana w szorty i bluzkę na ramka, a Axl w swoje bokserki. Przypomniało mi się, że mam gdzieś w szafie koszulę po moim byłym chłopaku Bobie. Jest! Rzuciłam mu ją a on spojrzał na mnie pytająco.
- Zakładaj, na co czekasz... Nie chcesz chyba wyjść w samych majkach. - uśmiechnęłam się do niego, a on bez oporu ubrał się w koszulę. Gdy oboje byliśmy już gotowi do wyjścia otworzyłam drzwi i wyszliśmy z pokoju.  Ruszyliśmy w kierunku salonu, byłam strasznie zdenerwowana. Na kanapie siedzieli chłopacy z Guns N' Roses, a na fotelu Iv. Kiedy nas zobaczyli, Duff krzyknął:
- Tu jesteś rudy skurwielu! - uśmiechnął się do chłopaka i wstał żeby się z nim przywitać, zaraz za nim ruszyła reszta chłopaków. Ja wykorzystując moment ich nieuwagi podeszłam do siostry:
- Chodź, musimy pogadać. - chwyciłam ją za rękę. Nie opierała się, wstała z fotela i poszła za mną do kuchni. Pierwsze co zrobiłam to mocna ją do siebie przytuliłam. - Tak się cieszę, że jesteś cała i zdrowa. Nie masz pojęcia jak się o ciebie martwiłam malutka. 
- Też się cieszę, że jestem już na wolności, ale puść mnie bo zaraz mnie nie będzie na tym świecie. Udusisz mnie! - puściłam ją i obie śmiałyśmy się z tego co powiedziała.
- Słuchaj, ta sytuacja...
- Przestań! Jesteśmy dorośli i z niczego nie musisz mi się tłumaczyć. A ja muszę nauczyć się pukać. Tyle, sprawa rozwiązana.
- Dziękuję ci. - powiedziałam - Jest jeszcze jedna sprawa... Chciałam cię przeprosić za to moje zachowanie. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Jesteś młoda i masz prawo się bawić. Nie popełniaj tego samego błędu co ja będą w twoim wieku i nie izoluj się od znajomych. Cieszę się, że znalazłaś kogoś z kim się dogadujesz. Przepraszam. 
- Ja też chciałam cię przeprosić. Wcale tak nie myślę, że nie jesteś moją siostrą. Nawet nie wiem dlaczego to powiedziałam. - zobaczyłam w jej oczach łzy. Znów ją do siebie przytuliłam i zaczęłam głaskać po głowie.
- Już spokojnie Iv. Nie gniewam się. Ludzie w złości mówią różne rzeczy, nie zawsze przemyślane.
- Dziękuję ci, że jesteś. Strasznie za tobą tęskniłam - spojrzała na mnie swoimi ślicznymi oczami, które były teraz całe czerwone od łez - Jest jeszcze jedna sprawa... Czy chłopcy mogliby dzisiaj u nas przenocować? Ich dom...
- Tak, tak wiem. Właśnie z tego samego powodu Axl  tutaj jest. Oczywiście, że mogą. Przecież jakoś się pomieścimy. Wiesz co, chodźmy do nich, bo coś za cicho tam jest.
Zaśmiałyśmy się i ruszyłyśmy do salonu. Axl spojrzał na mnie, a ja kiwnęłam mu głową na znak, że wszystko w porządku. 
- Siadajcie - rzuciłam - musicie nam wszystko opowiedzieć.
Usiadłam na kanapie, a obok mnie Axl i Ivet, reszta znalazła sobie inne miejsca. Duff opowiadał o wszystkim co się stało na zmianę ze Slashem. Wszyscy mieli zasępione miny. Wcale im się nie dziwię, ich najlepszy kumpel ratował ich samemu ładując się w bagno po same uszy. Kiedy chłopcy skończyli już opowiadać nastała cisza. 
- Słuchajcie musimy pomóc Izzy'emu. Jutro rano pójdziemy do adwokata, którego wynajęłam dla Ivet. On na pewno nam pomoże. - powiedziałam, chcąc podtrzymać ich na duchu.
- Tak to bardzo dobry pomysł - powiedział z aprobatą w głosie Axl.
- Powinniśmy się wszyscy dobrze wyspać jutro przed nami ciężki dzień. Zaraz zorganizujemy dla was jakieś spadnie. - wstałam i spojrzałam na Ivet. Ruszyłyśmy do mojego pokoju, miałam gdzieś w szafie dwa dmuchane materace. Kiedy przeszukałam szafę, wzięłam materace, a Iv pompkę. Nie zamieniając słowa wróciłyśmy do salonu. - Mam dwa materace, ktoś może kimnąć się na kanapie, ale zostaje jeszcze jedna osoba...
- Axl może spać u ciebie - powiedział Slash z uśmiechem na twarzy. Jak powiedział tak i też się stało. Pogadaliśmy jeszczę chwilę, a później wszyscy udaliśmy się do swoich łóżek.
Sophie Blake

środa, 23 stycznia 2013

Rozdział 8

Nie wiem, jak długo już tutaj siedzimy, ale padałam ze zmęczenia i powoli odpływałam do krainy Morfeusza. Moja głowa opadła na ramię Isbella.
- Slash! Połóż ją na tym chujowym łóżku, bo mała nam za chwilę zaśnie - zwrócił się do Kudłacza, który podszedł i wziął mnie na ręce i położył.
- Śpij księżniczko - wyszeptał i pogłaskał po policzku.
- Ja chcę już stąd wyjść...Mam dosyć, chce do domu - powiedziałam błagającym głosem, powoli zasypiając.

IZZY:

Jak tak patrzyłem na Ivet to stwierdziłem, że muszę coś zrobić. Cholernie się dziewczyna męczy. To nie jest miejsce dla niej. Udaje, że wszystko jest zajebiście, ale ja dobrze wiem, że w środku cała się trzęsie ze strachu. Znam ją już trochę i wiem, że jest twarda i dużo zniesie, ale nie aż tyle. I jeszcze Ci zboczeni chuje, wysyłający jednoznaczne sygnały w jej stronę. No Stradlin pora to zrobić. Tak będzie najlepiej. Prowadząc wewnętrzny monolog, wstałem i widziałem, że reszta przysypia. Slash obok Ivi miał głowę na jej nogach, Steven na podłodze, a Duff na siedząco pod ścianą.
- Izzy, gdzie ty idziesz? - zapytał półprzytomny wysoki blondyn. Nie odpowiedziałem, tylko spojrzałem na niego i podszedłem do krat.
- Przepraszam, czy mogę porozmawiać z komendantem? - zwróciłem się w stronę pilnującej nas policjantki.
- Ale teraz? Niech pan poczeka do jutra.
- To ważne kurwa i nie będę czekał do pierdolonego jutra - podniosłem głos, a chciałem być miły. - Więc proszę mnie zaprowadzić do odpowiedniego pomieszczenia. Chce złożyć zeznania. - otworzyła kraty, zakuła mnie w kajdanki. Poszedłem za nią i usiadłem na krzesełku, chyba w gabinecie komendanta czy kogoś tam.
- Ten Pan chciał koniecznie porozmawiać - powiedziała i zostawiła nas samych.
- O co chodzi? - usiadł naprzeciwko mnie i mi się przyglądał. Nienawidzę gliniarzy.
- Niech Pan Panie... Brown - spojrzałem na plakietkę na biurku - wypuści resztę. Oni nie mają z tym nic wspólnego. To wszystko, to były moje narkotyki, więc proszę zatrzymać tylko mnie.
- Człowieku, wiesz co Ty robisz? - zapytał - Możesz mieć poważne problemy.
- Chuj mnie to obchodzi. Oni nie będą siedzieć za coś, czego nie zrobili. Ja dam sobie radę - było mi ciężko, ale wiedziałem, że muszę to zrobić dla małej.
- No dobrze. Skoro tak Pan mówi, to spiszemy zeznania i wypuścimy Pańskich przyjaciół. Jeszcze raz wszystko opowiedziałem ze szczegółami. Trwało to jakieś 45 minut. Brown zaprowadził mnie z powrotem do celi i powiedział, że sprawa załatwiona i za chwilę moi przyjaciele mogą wracać do domu. Ja tu zostanę do wyjaśnienia sprawy, czyli nie wiadomo jak długo. No to jestem w dupie. Dobrze, że Ivet może stąd iść. Na tym mi najbardziej zależało.

IVET:

Poczułam, jak ktoś mnie lekko szturcha. Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam przed sobą Izzy'ego.
- Wstawaj mała, wychodzicie - mówił, uśmiechając się do mnie.
- Serio? No nareszcie...ale czekaj, czekaj. Jak to wychodzicie, a Ty? - zapytałam, a ten spuścił głowę. - Stradlin, kurwa co się dzieje? - wydarłam się.
- Nic, po prostu idźcie do domu, a ja tu jeszcze troszkę zostanę - próbował mnie uspokoić, gładząc po kolanie.
- Kurwa, co Ty zrobiłeś? Co Ci przyszło do tego łba - zaczęłam płakać. Byłam na niego wkurzona, ale też wdzięczna.
- Nie płacz, proszę. Nic mi nie będzie. Nim się obejrzysz, już będę z powrotem - mówił przyjemnym tonem, chcąc mnie pocieszyć. Rzuciłam się w jego ramiona. Nie wierzyłam, że mógł to zrobić. Przecież musiał wziąć cała winę na siebie, skoro nas wypuszczają, a on zostaje.
- No, możecie się zbierać - powiedział jakiś policjant.
- Chodź skarbie. Izzy sobie poradzi - podszedł do nas Duff i zabrał mnie od bruneta. - No, już spokojnie - przytulił mnie do siebie i wyszliśmy.
- Dzięki stary, wyciągniemy Cię z tej chujni - powiedział Slash i uścisnął się po męsku z Jeffem. Za nim wyszedł Popcorn. 

Niby powinniśmy się cieszyć, że jesteśmy wolni, ale żadnemu z nas nie było do śmiechu. Slash mógł w końcu zapalić i gdy tylko dostał paczkę to chyba w ciągu 10 minut wypalił połowę. Poczęstował też mnie i Duffa. Steven człapał się za nami ze spuszczoną głową. Było widać, że jest mu szkoda Stradlina. Ten uśmiech, który gościł na jego ustach 24 h na dobę, zniknął jakby rozpłynął się w gęstym powietrzu niczym dym z papierosa. Cały czas szłam wtulona w basistę. Potrzebowałam teraz kogoś i cieszyłam się, że mogę na niego liczyć. Był moim prawdziwym przyjacielem. Traktowałam go jak brata.
- Ej ludzie! Mam jakieś drobne w kieszeni, to może kupimy jakiegoś Nightrain'a, co? - wyszedł z propozycją Kudłacz i zaczął przeliczać pieniądze.
- Ja jestem za. Mam ochotę się najebać nic więcej - stwierdziłam.
Mulat wszedł do sklepu nocnego razem z Popcornem, a ja zostałam z McKaganem zna zewnątrz.
- Wszystko ok? - zapytał i popatrzył na mnie. Jego wzrok był tak przeszywający, że nie można było skłamać.
- Dobrze wiesz, że nie jest ok. My jesteśmy na wolności kurwa, a Izzy siedzi za kratami. Jedno wielkie gówno i tyle - odpowiedziałam. Przytulił mnie i wyszeptał, że wyciągniemy go stamtąd i nie pozwolimy, żeby tam został. Zrobiło mi się lepiej, kiedy to mówił. Po chwili chłopcy wyszli z butelką trunku, dla każdego z nas. Nie za wiele, ale zawsze coś. Zmierzaliśmy w stronę Hellhouse.
- Chłopaki, ja chyba powinnam wrócić do domu. Soph się pewnie o mnie martwi. - olśniło mnie nagle.
- Daj sobie spokój. Już prawie jesteśmy, więc to nie ma sensu. Od nas zadzwonisz do siostry - podszedł do mnie Slash, a Steven z Duffem szli za nami, oglądając się za laskami..
- No w sumie racja. Niech będzie - uśmiechnęłam się do niego - Slashie?
- Co mała? - spojrzał na mnie z pod kurtyny ciemnych włosów.
- Dlaczego on to zrobił? - zapytałam, a ten mnie objął ramieniem.
- Myślę, że chodziło o Ciebie i Twoje dobro. Wiedział, że to jego narkotyki, a my za to siedzimy. Wziął winę na siebie, bo pewnie tak mu kazało to...no...kurwa...sumienie. Nie martw się Ivi, wyciągniemy go jak szybko się da - pocałował mnie w skroń.

Akurat dochodziliśmy do ich domu (o ile można to tak nazwać...no dla nich to był mimo wszystko dom), kiedy zauważyłam pełno taśm dookoła. No pięknie, tu się nie prześpimy.
- Chłopaki! Jest problem - spojrzeli na mnie, a ja im pokazałam policyjne zabezpieczenie.
- Kurwa, a co to ma być? Jakby jakieś morderstwo tu było - powiedział Steven. - To co teraz? I gdzie jest Rudy? - wzruszyliśmy ramionami.
- No to idziemy do mnie. Przenocujecie, a jutro rano się coś wymyśli - stwierdziłam i ruszyłam do przodu słysząc za sobą stukot kowbojek. Szliśmy w zupełnej ciszy. Nuciłam sobie pod nosem piosenkę Misfits i myślałam, co powie na to wszystko Sophie. Mam tylko nadzieję, że nie zabije ani mnie, ani chłopaków. Jak ja mam jej to wytłumaczyć? No nic, będzie spontan. Dotarliśmy do naszego mieszkania. Weszliśmy do środka, ale wszędzie panowała cisza i ciemność. Spojrzeliśmy po sobie, wzruszając ramionami.
- Usiądźcie w salonie albo zróbcie sobie coś do jedzenia. Ja zaraz przyjdę - powiedziałam i poszłam na górę. Weszłam do sypialni Soph i zamarłam. To co zobaczyłam przeszło moje oczekiwania.
Ivet Paar

piątek, 18 stycznia 2013

Rozdział 7

Wzięłam książkę telefoniczną i poszukałam numeru do prawnika. Było tam kilkadziesiąt pozycji. Wybrałam pierwszy lepszy numer i wydusiłam cyfry w telefonie. Pierwszy sygnał, drugi:
-  Słucham, kancelaria pana Jeffersona. - odezwał się głos w słuchawce, była to pewnie sekretarka.
- Yy... dzień dobry, czy ja mogłabym umówić się na spotkanie?  Zależy mi na czasie, chciałabym żeby to było jeszcze dzisiaj.
- Ma pani szczęście - powiedziała kobieta - właśnie przed godziną jedna osoba odwołała spotkanie. Pasuje pani na 17?
- Tak, tak oczywiście, że pasuje. Na pewno przyjdę. W takim razie do zobaczenia.

Zapisałam adres kancelarii na kartce. Spojrzałam na zegarek była 14:30. Miałam dość spory kawałek drogi do przejścia. Ubrałam sie w bardziej wyjściowe ciuchy i wyszłam z domu. Ruszyłam chodnikiem. Nie chciałam się spóźnić, więc wyszłam troszkę szybciej. Było strasznie gorąco, lecz wtedy nie zwracałam na to uwagi, szłam twardo. Przejście całej drogi zajęło mi 1,5 godziny. Miałam jeszcze pół godziny do spotkania, jednak postanowiłam, że już pójdę do kancelarii.
W sekretariacie czekała jedna osoba. Podeszłam do sekretarki:
- Dzień dobry.
- Dzień dobry. Proszę?  - rozpoznałam głos kobiety z którą rozmawiałam przez telefon.
- Ja byłam umówiona z panem Jeffersonem, dzwoniłam.
- A tak, pani Blake? - zapytała sekretarka, a ja kiwnęłam twierdząco głową -  Proszę usiąść, szef gdy skończy spotkanie przyjmie panią.
Udałam się w kierunku krzeseł stojących pod ścianą. Usiadłam i czekałam. Każda minuta strasznie mi się dłużyła. Ten czas który tam siedziałam, to była dla mnie wieczność. Ale w końcu usłyszałam za ścianą rozmowy i drzwi się otworzyły. Wyszedł z nich adwokat i jego klient.
-  Proszę bardzo. - powiedział miłym głosem. Podniosłam się i ruszyłam w jego stronę. Gestem dłoni zaprosił mnie do gabinetu, a kiedy już tam weszliśmy wskazał krzesło.  - Jak się pani nazywa?
- Sophie Blake. - odpowiedziałam.
-  Więc pani Blake, w jakiej sprawie pani do mnie przyszła?
Opowiedziałam mu o całej sytuacji, która wynikła z mojej winy. On powiedział mi, że to było niemądre z mojej strony, bo ja też mogę zostać oskarżona za składanie fałszywych zeznań.
- Co do sprawy pani siostry to jeśli jest tak jak pani mówi, że ona na pewno nie miała narkotyków przy sobie tylko przebywała w pomieszczeniu, w którym się one znajdowały to uda nam się ją jakoś wyciągnąć z tej sytuacji. Na pewno policja będzie szukała osoby, która przyzna się do tego, że to jej narkotyki, bo przecież same tam nie przyszły. Nie wiadomo czy koledzy siostry przyznają się, którego z nich były te środki. Zajmę się tą sprawą. Sprawdzę co i jak. Proszę zostawić w sekretariacie namiary na siebie. Jeśli będę już coś wiedział odezwę się do pani. - podniósł się z krzesła ja zrobiłam to samo.
- Bardzo dziękuję. Będę czekać na telefon. Do widzenia. - odwróciłam się w kierunku drzwi. Wyszłam i podeszłam do biurka sekretarki. Ta bez słowa podała mi formularz w którym musiałam podać swoje dane. Oddałam jej kartkę i pożegnałam się.


Szłam już do domu, kiedy nagle przypomniało mi się, że muszę jutro iść do pracy. Postanowiłam, że wezmę parę dni wolnego, by móc wyciągnąć Ivet z tego bagna, w które sama ją wciągnęłam. Chciałam zadzwonić do szefa, kiedy wrócę do domu. Droga powrotna minęła o wiele szybciej, od mieszkania dzieliło mnie jakieś 20 minut drogi. Idąc rozmyślałam o tym co powiedział mi adwokat. Trochę mnie uspokoił, jednak i tak bałam się o Ivet. Miałam nadzieję, że zamknęli ją w celi z tymi chłopakami, więc miała kogoś znajomego przy sobie. Nie wiedziałam jak oni zachowali się w całej tej sytuacji. Każdy pewnie chciał ratować własną dupę. Wątpiłam, żeby któryś z nich przyznał się do tych narkotyków i odciążył całą resztę. To taki typ, że jak trzeba się bawić i jest wszystko fajnie są wielkimi przyjaciółmi, ale kiedy tracą grunt pod nogami, każdy ratuje samego siebie nie zwracając uwagi na innych. I tak mięła mi droga do domu. Szłam klatką schodową szukając w torebce klucza kiedy nagle zobaczyłam, że ktoś siedzi oparty o moje drzwi. Na początku nie rozpoznałam kto to taki, ale kiedy podeszłam bliżej rozpoznałam bujną, rudą czuprynę.
- Co Ty tutaj robisz? Wypuścili was? - zapytałam zniecierpliwiona.
- Nie, nie wypuścili, mnie w ogóle nie zamknęli. Wracałem wtedy od Ciebie i zaszedłem do kumpla.
- Wejdź. - powiedziałam otwierając mieszkanie. Cały czas czułam do niego niechęć, ale na ten moment trzeba było zakopać topór wojenny, w końcu jedziemy na tym samym wózku.
- Słuchaj, musimy im jakoś pomóc wydostać się z tego gówna. - powiedział spokojnie - Jakbym wiedział kto nasłał te gliny to zabiłbym chuja na miejscu. Wtedy nie istniałoby żadne prawo. - zaczął swój wywód co to by nie zrobił z tą osobą.
- Axl!!! - krzyknęłam. Spojrzał na mnie zdziwiony  - Muszę o czymś ci powiedzieć.
- No to mów, na co czekasz. - powiedział zniecierpliwiony.
- Bo... bo to ja złożyłam to doniesienie na policji... - powiedziałam cichym głosem, ledwo przeszło mi to przez gardło.
-  CO KURWA?! - popatrzył na mnie, chyba sam nie wierzył w to co usłyszał. - Pojebało cię do reszty Soph?! Chuj z nami, my zawsze się jakoś wygrzebiemy, ale pomyślałaś co z Iv?!
Rozpłakałam się, nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Zanosiłam się jak dziecko. W tamtym momencie żałowałam tego tak bardzo, że aż nienawidziłam samej siebie.
- Myślisz, że teraz tego nie żałuje?... Nie wiem co strzeliło mi do tego głupiego łba... - zaczęłam wydobywać z siebie strzępki zdań - Byłam zazdrosna o Ivet, że  ma lepsze kontakty z wami niż z własną siostrą. Ale chyba zazdrościłam jej też tego, że ma znajomych z którymi może wyjść chociażby na to cholerne piwo, a ja wiecznie sama w domu. Moja jedyna rozrywka to wyjście do pracy. Podświadomie chciałam jej tego wszystkiego pozbawić. - powiedziałam mu to wszystko i trochę mi ulżyło. Nie wiem sama dlaczego to zrobiłam, może dlatego że nie miałam komu się wygadać, a on był jedyną osobą, która mi się akurat napatoczyła. Płakałam dalej z twarzą ukrytą w dłoniach  Nagle poczułam jego dłoń na swoim ramieniu. Przytulił mnie do siebie. Teraz łkałam wtulona w jego ramię.
- No dobrze uspokój się, to już się stało, czasu nie cofniemy. Musimy teraz zrobić wszystko żeby im pomóc.
Po jego słowach oderwałam się od niego, poszłam do łazienki żeby przemyć twarz wodą. Było mi wstyd, że się tak przed nim otworzyłam i rozkleiłam. Kiedy wróciłam opowiedziałam Axlowi o moim spotkaniu z adwokatem i o wszystkim co mi powiedział.
- Kurwa, to niedobrze. Jakby nie było ktoś zawsze musi zostać w pierdlu. Nie mam pomysłu jak można pomóc im w inny sposób.
- Adwokat powiedział, że musimy czekać, bo jak na razie nikomu nie zostały przedstawione zarzuty. Dopiero wtedy będzie mógł zacząć działać.

- No dobrze, ja nie lubię siedzieć bezczynnie, kiedy moi najlepsi kumple siedzą po uszy w gównie. Najbardziej rozpierdala mnie to, że kurwa nie wiem jak im pomóc. - powiedział i przejechał ręką po swoich bujnych rudych włosach - Dobra ja będę musiał lecieć, bo muszę sobie załatwić nockę u jakiegoś kumpla. - podniósł się z kanapy i już zmierzał w kierunku drzwi.
- Poczekaj! - zawołałam go - Chcesz mi powiedzieć, że nie masz gdzie dzisiaj spać? A co z waszym mieszkaniem?
- Zostało owinięte dookoła policyjnymi taśmami, a przed domem cały czas stoi radiowóz pilnujący. Za chuja nie ma jak się przecisnąć i wejść.
- Możesz tę noc spędzić u mnie. Pokój Ivet jest pusty więc nic nie stoi na przeszkodzie...
- Nie, nie chcę ci robić problemu. Wiem, że mnie  nie lubisz. Nie będę zadręczał cię moim parszywym towarzystwem.
- No nie należysz do moich ulubieńców, ale nie jestem też żadną suką bez serca. Zresztą to przeze mnie nie masz gdzie spać. Nawet nie ma gadania, zostajesz i tyle.
- Dziękuję Soph. - powiedział. Chyba nie spodziewał się takiej propozycji z mojej strony. Ale cóż, nie mogłabym postąpić inaczej, to była moja wina.

Dałam mu ręcznik żeby mógł się wykąpać, pokazałam co i jak w kuchni, a na końcu zaprowadziłam go do pokoju gdzie będzie spał. Na końcu rzuciłam coś typu "czuj się jak u siebie w domu". Ja sama byłam trochę skrępowana tą sytuacją. Ja i  rockowiec, który lubi ostrą zabawę pod jednym dachem. Ale jak na razie zachowywał się poprawnie, niczego mu nie mogłam zarzucić, przynajmniej jeśli chodzi o zachowanie. Powiedziałam jeszcze, że nie chcę widzieć w domu żadnych narkotyków. Kiedy Axl poszedł się kąpać, ja poszłam do kuchni żeby zrobić nam jakąś kolację. Nic wielkiego, jakieś kanapki. Przygotowałam wszystko, kiedy usłyszałam, że wokalista wyszedł z łazienki.
- Axl, chodź do kuchni. - zawołałam chłopaka.
Wszedł w samych bokserkach, a ja czułam jak wychodzą mi rumieńce na policzkach. Zmierzyłam go z góry do dołu, tak żeby tego nie widział. Był strasznie pociągający bez tych wszystkich bransoletek i innej masy ozdób, które zwykle na sobie nosił. Soph o czym ty w ogóle myślisz? Przecież to ten sam przemądrzały ćpun, którego nie cierpisz.
- Napijesz się herbaty? - zapytałam. Stał oparty o kuchenne meble, kiedy na niego spojrzałam.
- Chętnie. - odpowiedział - Sophie, czy ciebie krępuje to, że jestem tylko w tych majtkach? Przepraszam, ale nie miałem ze sobą nic innego do ubrania, wszystko zostało w domu.
- Spokojnie, przecież wiem że nie masz ze sobą tutaj całej swojej garderoby. - Wzięłam dwa kubki i nalałam nam ciepłej herbaty - Siadaj do stołu i częstuj się.
- Dzięki.  - usiadł za stołem, a ja dołączyłam do niego. Spojrzałam na niego ukradkiem, cholernie mi się podobał. Nie wiem, może wcześniej widziałam go tylko przez pryzmat ćpuna, a moje oczy przesłonione były nienawiścią i zazdrością. Kiedy tak siedzieliśmy poczułam dziwne uczucie w brzuchu. - Dlaczego nie jesz?
- Zamyśliłam się, przepraszam. - wzięłam kanapkę z talerza i ugryzłam jeden kęs. - Urodziłeś się w Los Angeles?
- Nie, przyjechałem tu z Lafayette w stanie Indiana. Dlaczego pytasz?
- A tak z ciekawości. Ale naprawdę jesteś z Indiany? My pochodzimy z Rochester.
- Ej, to mieszkaliśmy całkiem niedaleko siebie. Nigdy bym nie powiedział, że nie urodziłyście się w LA. Ivet tak dobrze się tutaj porusza, zupełnie jakby mieszkała tu do zawsze. Dawno przyjechałyście?
- Ja mieszkam tu od 4 lat, a Iv mama przysłała dwa lata temu. Jest tu już jakiś czas, ale zaaklimatyzowała się od razu.  A ty długo tu jesteś?
- Przyjechałem rok temu... Na początku nie było za ciekawie. Nie miałem gdzie spać, nie znałem tu nikogo. W sumie to przybyłem tu żeby znaleźć Izzy'ego , ale nie było łatwo. Los Angeles nie należy do małych miast. Te poszukiwania zajęły mi dwa miesiące. Później już jakoś poszło, poznałem chłopaków, założyliśmy Guns N' Roses.
- To nie miałeś łatwego życia, przynajmniej tu w Los Angeles.
- Soph ile ty masz w ogóle lat? - widziałam ciekawość w jego oczach.
- Ja...hmm... ile ja mam lat? Będzie z 22. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Naprawdę jesteś z 1960?
- No tak, a dlaczego pytasz?
- Bo ja też. - odpowiedział z takim uśmiechem na twarzy jakiego jeszcze nigdy u niego nie widziałam.
- A ja myślałam, że ty jesteś młodszy ode mnie i to gdzieś o dwa lata.
- No coś ty. - dalej cieszył się jakby odkrył tą naszą cholerną Amerykę.
Siedzieliśmy tak i było całkiem miło. Przyznam, że na chwileczkę udało mi się zapomnieć o tej całej parszywej sprawie. Myślałam , że on umie tylko przeklinać i nie ma mowy o wypowiedzeniu się na jakiś poważny temat. Ale po rozmowie z nim stwierdziłam, że jest cholernie inteligentny i nie jednego zapędziłby w kozi róg.
Sophie Blake

Wiem, że trochę dużo dialogów, ale jakoś tak wyszło. Mam nadzieję, że to ogarniecie. Oczywiście zapraszam do komentowania, to dla nas bardzo ważne :-) 

wtorek, 15 stycznia 2013

Rozdział 6

Usłyszeliśmy nagle jakieś głośne wrzaski. KURWA! No nie teraz, nie w takiej chwili. Oderwaliśmy się od siebie niechętnie i zbiegliśmy na dół, zobaczyć co się dzieje. To co tam zastaliśmy przeszło nasze oczekiwania. Stałam jak wmurowana. W domu było pełno policjantów, przeszukujących każdy zakamarek, a chłopcy siedzieli zakuci w kajdanki, z minami mówiącymi : "Wiejcie, póki możecie." Popatrzyłam na Slasha błagalnym wzrokiem, żeby coś zrobił. Nagle zza moich pleców wyłonił się policjant.
- Pani Ivet Paar, tak? - zapytał, a ja pokiwałam twierdząco głową. - Pani również pójdzie z nami.
- Ale gdzie? Co tu się kurwa dzieje? - byłam wkurzona. Skąd oni się tu wzięli?
- Dostaliśmy zawiadomienie o przetrzymywaniu Pani i przy okazji znaleźliśmy spore zapasy narkotyków. Od dawna mieliśmy na oku tych chłopaków, ale teraz mamy niezbite dowody.
- Nikt mnie tu siłą nie przetrzymuje, co Pan pierdoli?
- Nie zmienia to faktu, że są Państwo oskarżeni o handel narkotykami. Proszę ze mną. - powiedział i złapał moje nadgarstki, aby założyć mi kajdanki. Drugi zrobił to samo ze Slashem. Szarpał się i wyrywał, jednak nic to nie dało, a tylko pogarszał swoja sytuację. Widziała jak Izzy szedł ze spuszczoną głową, Steven był tak naćpany, że chyba nie kontaktował. Po prostu świetnie, a Duff był zalany w trupa. Brakowało tylko Axla. Mam nadzieję, że szybko nas stąd wyciągnie.
- Ona nigdzie nie idzie! Puść ją kurwa! Ona jest czysta, nie ma z tym nic wspólnego - krzyczał Slash.
- Niech Pan się uspokoi. Wszyscy jesteście zatrzymani. - odpowiedział spokojnym głosem starszy policjant i wepchnął nas do samochodu.
- Przepraszam, nie chciałem żebyś była tego świadkiem - wyszeptał mulat i spojrzał na mnie przepraszająco.
- Daj spokój Saul. Wyjdziemy, obiecuje Ci to. Moja siostra nam pomoże. - byłam przestraszona i bałam się, co będzie dalej. Starałam się myśleć pozytywnie, ale to nie było takie proste. W końcu nie codziennie zostajesz zakuta w kajdanki i odwieziona na komisariat. Dobrze wiem, co nam grozi za narkotyki, zwłaszcza że znaleźli je w domu. W ciszy dojechaliśmy na miejsce. Tam nas jeszcze dokładnie przeszukano i zabrano wszystko, co mieliśmy w kieszeniach. Slashowi zostawili tylko kostkę do gry i zamknęli nas w celi. Nikt się nie odzywał. Izzy usiadł gdzieś w kącie, Steven biegał po całym pomieszczeniu, a ja i Kudłacz siedzieliśmy na łóżku, o ile można to coś tak nazwać. Duffy dochodził do siebie leżąc głową na moich kolanach. Zastanawiałam się, kto mógł na nas donieść. Komu zależało na tym, żeby ich zniszczyć? Widziałam jak Stradlin się zadręcza, w końcu to jego zapasy, a zamknęli nas wszystkich. Hudson bawił się kostką. W pewnym momencie rzucił ją o ścianę.
- Kurwa! Musimy coś wymyślić, bo nie mam zamiaru spędzić tutaj resztę życia. - powiedział. Widać było, że go to przerasta.
- Spokojnie. Ma ktoś jakiś pomysł? - zapytałam i spojrzałam na wszystkich.
- Nie ma Axla, może on nam pomoże? - w końcu odezwał się Izzy.
- Właśnie! Tylko jak go namierzyć? - znów zapadła niezręczna cisza. Wstałam i podeszłam do krat.
- Przepraszam, ile będziemy tutaj siedzieć? - zapytałam jakąś policjantkę za biurkiem.
- Jesteście zatrzymani na 48 godzin, a później zobaczymy, co z Wami będzie.
Super, spędzę 2 dni w obleśnej, śmierdzącej celi. Tu się nawet nie da wyspać, zresztą i tak bym nie zasnęła.
- A czy mogę zadzwonić do siostry? - ponownie zadałam pytanie i popatrzyłam na chłopców. Mieli miny mówiące" No właśnie, Sophie!"
- Przykro mi, nie macie takiej możliwości.
Kurwa! Uderzyłam rękami w kraty i wróciłam na miejsce. To była nasza ostatnia nadzieja. Może ją poinformowali i zaraz tu będzie. Steven powoli wracał do normalnego stanu, a reszta siedziała bez ruchu.
- Cholera, chciałbym zapalić, a nie mogę, bo Ci pojebani, pożal się boże gliniarze, wszystko mi zabrali - powiedział Saul i podniósł kostkę z ziemi i wziął z powrotem w dłonie, żeby je czymś zająć. Bałam się, co z nami będzie. Przecież chłopcy mieli robić karierę, a siedzą za kratami.
- Nie bój się Ivet. Jesteś z nami, więc nic Ci nie grozi - powiedział Duff i mnie przytulił. 
Nagle kraty się otworzyły i dołączyło do nas jakiś dwóch, nie budzących sympatii facetów.
- Proszę, proszę, kogo my tu mamy. Niegrzeczna dziewczynka nam się trafiła i do tego śliczna - powiedział niższy z nich i podszedł do mnie. Strasznie śmierdział i był obrzydliwy. Próbował mnie dotknąć, ale odepchnął go Slash.
- Zostaw ją śmieciu! Łapy przy sobie - podszedł do niego bardzo blisko.
- Spokojnie kolego. Podziel się swoją dziwką, nie bądź taki. - wyszydzał drugi z nich.
- Przegiąłeś! To nie jest żadna, pieprzona dziwka - powiedział Saul i rzucił się na niego. Próbowaliśmy ich rozdzielić, ale to nie było łatwe. Jeden z policjantów uderzył czymś w kraty i ich powstrzymał. Mulat miał rozciętą wargę, a tamten trzymał się za brzuch.
- Spokój, albo traficie do izolatek - krzyknął gliniarz i z powrotem zakuł całą trójkę w kajdanki. Stałam tam i płakałam. To wszystko mnie przerosło. McKagan objął mnie ramieniem i starał uspokoić. Podeszłam do Hudsona, który siedział ze spuszczoną głową.
- Dziękuję za wszystko - pocałowałam go w policzek - Ale nie musiałeś się na niego rzucać. - powiedziałam i otarłam mu krew z wargi.
- Musiałem! Obraził Cię, a nikt nie ma prawa tego robić. - znowu się trochę uniósł i popatrzył na mnie - Nic mi nie jest, nie martw się.
Usiadłam pod ścianą obok Izzy'ego i widziałam pożądliwe spojrzenia tych zboczeńców w moim kierunku. Modliłam się, żeby ten koszmar się już skończył.
Ivet Paar

sobota, 12 stycznia 2013

Rozdział 5

No to macie kolejny rozdział :) Zagadka już trochę się tutaj wyjaśnia, ale to jeszcze nie wszystko :)Przypominamy że możecie lajkować naszą stronę na facebooku, dzięki temu będziecie powiadamiani o kolejnych rozdziałach http://www.facebook.com/SophieiIvet

Kiedy rano się obudziłam postanowiłam ziścić swój misterny plan ściągnięcia Ivet do domu. Pośpiesznie poszłam do łazienki, wcześniej wyciągając z szafy świeże ubrania.Wzięłam szybki prysznic uczesałam włosy, przeciągnęłam rzęsy maskarą i po 15 minutach byłam już gotowa do wyjścia.

Ruszyłam ulicą paląc papierosa. Od mojego celu dzieliły mnie dwie przecznice. Szłam śpiesznym krokiem, co najmniej jakbym spóźniła się do pracy.  Kiedy, już w końcu stanęłam przed budynkiem policji to na chwilę się zawahałam, naszły mnie wątpliwości czy dobrze robię. Moje sumienie mówiło mi:"nie rób tego, Ivet jest rozsądną dziewczyną sama wróci do domu". Jednak byłam tak zdeterminowana i chyba też zdesperowana, że nic nie zdołało mnie powstrzymać, nawet moje wewnętrzne JA.  Weszłam do środka, rozejrzałam się dookoła i podeszłam do policjanta który naprzeciwko mnie siedział za biurkiem.
- Dzień dobry, chciałam zapytać gdzie mogę złożyć zawiadomienie o przetrzymywaniu osoby? - kiedy wypowiedziałam te ostatnie słowa jakoś dziwnie się poczułam, jak kapuś.
- Witam, proszę usiąść. Ja przyjmę pani zgłoszenie. Jaki się pani nazywa? - policjant był dość przyjemny, inni niż ci o których się tyle słyszało. 
- Sophie Blake. Moja siostra - zawiesiłam głos na chwilę, znów odezwało się to cholerne sumienie: "nie rób tego" - jest przetrzymywana w jakiejś obskurnej mielinie, przez okropnych ćpunów. Strasznie się o nią martwię, nie wiem do czego oni są zdolni. Na pewno ich znacie. Wiem jak się nazywają, ale nie wiem gdzie mieszkają, w przeciwnym razie sama bym się tym zajęła. - powiedziałam to wszystko jednym tchem.
- Bardzo dobrze, że przyszła pani z tym do nas. Jakiekolwiek działanie na własną rękę mogłoby być bardzo niebezpieczne. Proszę podać nazwiska tych, których pani zna.
- No więc znam ich pseudonimy, tylko niektórych nazwiska - wytłumaczyłam mężczyźnie - Axl Rose, Slash, Duff, Izzy, Steven, niestety tych nazwisk nie znam. Wiem jeszcze, że są niby jakimiś muzykami, jeśli można nazwać to co oni robią muzyką.
- Dobrze wszystko tu zanotowałem. Może się pani uspokoić, znamy tych łobuzów i to nawet za dobrze. Zaraz wyślę tam patrol i sprawdzą co i jak. Zabiorą siostrę. A z tymi oprychami to już my się odpowiednio policzymy. Proszę wracać do domu i niczym się nie martwić. Nawet się pani nie spostrzeże  a już we dwie będziecie w domu. - policjant był z siebie widocznie zadowolony, w końcu udało mu się rozwiązać sprawę bez odchodzenia zza biurka - niech mi pani tylko poda swój numer telefonu i będzie, pani wolna. 


Szłam już do domu, szczęśliwa że wszystkie problemy w końcu się skończą. Wtedy byłam z siebie dumna. Ivet miała wrócić do domu i o to właśnie mi chodziło, przestanie spotykać się z chłopakami i zrobię z niej normalną dziewczynę. Po prostu na zbyt dużo jej pozwoliłam, a ona to wykorzystała. A przy okazji dostanie się tamtym chłopakom, na co zdecydowanie zasłużyli. Będą mieli nauczkę na przyszłość. Nie będą demoralizować porządnych dziewczyn. Zbliżało sie południe, a na dworze był straszny upał, bardzo chciało mi się pić i to czegoś zimnego. Postanowiłam, że trochę się ochłodzę. Weszłam po drodze do sklepu i kupiłam 6pak mojego ulubionego piwa. 

Wróciwszy do domu stwierdziłam, że jestem strasznie głodna. Po krótkim zastanowieniu nie pamiętałam kiedy ostatnio coś miałam w ustach. Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam z niej parówki, a włożyłam piwo. Gdy najadłam się już do syta, wzięłam chłodne piwo i usiadłam na kanapie Wzięłam pierwszy łyk z takim łakomstwem, że aż oblałam sobie bluzkę. Poszłam sie przebrać w bardziej domowe ubranie (shorty i luźny T-shirt) i przy okazji zmienić mokrą od piwa luzkę. Kiedy wróciłam na kanapę postanowiłam, że pooglądam telewizję. Zaczęłam wertować kanały, ale nie mogłam znaleźć nic co by mi pasowało, na końcu zostawiłam na jakimś serialu młodzieżowym.Opróżniłam przy tym trzy puszki, teraz zaczęło mi już szumieć w głowie, nie ma co się dziwić przy takim upale, więc pozostałe trzy zostawiłam na inną okazję. Przecież nie mogłam upić się w samotności.
Siedziałam tak i mimo wszystko dobrze się bawiłam, ale nie znałam wtedy konsekwencji moich wcześniejszych czynów. Nie wiedziałam, że już wkrótce będę tego bardzo, ale to bardzo żałowała. Nie miałam pojęcia jakie to będzie miało skutki.

Usłyszałam dźwięk telefonu:
- Słucham?
- Czy pani Sophie Blake? - powiedział głos w telefonie.
- Tak, to ja. - odpowiedziałam z nieukrywanym zdziwieniem w głosie.
- Z tej strony komisarz Smith, składała pani dzisiaj rano zawiadomienie u mnie. Dzwonię właśnie w tej sprawie. - wytłumaczył mi.
- Tak... Znaleźliście ją? O jejku...Coś się jej stało? Coś z nią nie tak? - błagalnie pytałam. W tym momencie strasznie się zdenerwowałam. Sam mówił, że Ivet zostanie odwieziona do domu jeszcze dzisiaj.- Niech pan mówi!
- Spokojnie, siostra jest cała i zdrowa. Podpisała oświadczenie, że przebywa tam z własnej, nieprzymuszonej woli. Nic nie możemy zrobić, jest pełnoletnia, może być gdzie chce. Ale to nie wszystko, jest inna dość nieprzyjemna sprawa. Siostra i jej znajomi zostali zatrzymani za posiadanie narkotyków. Radziłbym znaleźć jakiegoś dobrego adwokata. - zakończył. A mnie aż wmurowało. - Halo, jest tam pani?
- Tak... Tak jestem. Czy ja mogę się z nią zobaczyć? - zapytałam.
- Nie, niestety ale na tym etapie odwiedziny są niemożliwe. Zresztą są na razie zatrzymani tylko na 48 godzin, później zobaczymy jak sprawa dalej się rozstrzygnie. To by było na tyle. Do usłyszenia.

"I co ja narobiłam..." powiedziałam sama do siebie. Moja siostra, taka delikatna razem z bandziorami, gwałcicielami i innym elementem w jednej małej, zimniej i ciemnej celi. Ona mnie teraz znienawidzi. Już nigdy nie odzyskam swojej siostry, przez swoją głupotę i egoizm, stracę ją na zawszę. Co mi przeszkadzali Ci jej koledzy. Chciała, mogła się spotykać, przecież ja nie musiałam z nimi utrzymywać kontaktu. Ale teraz czas się przyznać, że ja po prostu byłam zazdrosna o to, że spędza z nimi więcej czasu niż ze mną, że mają lepszy kontakt, że im ufa, a mi nie. My nie dogadywałyśmy się już od dawna, a tan naprawdę może nigdy się nie rozumiałyśmy. Jesteśmy jak ogień i woda, totalne przeciwności. Co mi do głowy przyszło żeby iść na ten komisariat... A sumienie mi podpowiadało, żeby tego nie robiła. Skłamałam policji, że jest przetrzymywana, bo chciałam ją odzyskać, a teraz ją stracę. To wszystko moja wina, przecież ona za to może iść na parę lat do więzienia. Że ja wcześniej o tym nie pomyślałam. Przecież to było wiadome od razu, że jak policja tam pojedzie to znajdzie coś nielegalnego i z pewnością nie byłyby to papierosy. Jak ja teraz spojrzę jej w twarz...
Płakałam, nie wiedziałam co mam robić. Nigdy wcześniej nie byłam w takiej sytuacji, nie wiedziałam jak mam jej pomóc. Nie miałam nikogo kto mógłby mi doradzić co trzeba zrobić, żeby ją stamtąd wyjąć. Do mamy zadzwonić nie mogłam, miała dosyć własnych problemów, serce by jej pękło. Podejrzewa, że również by mnie znienawidziła. Jestem czarną owcą w tej rodzinie, czego bym się nie dotknęła zawsze muszę zepsuć. Nawet własnej siostry nie potrafię przypilnować, ale sama dodaje jej dodatkowych kłopotów. Jestem niczego nie warta... 
Byłam zupełnie sama. Nie wiedziałam, że to piekło dopiero się rozpęta.

Sophie Blake

piątek, 11 stycznia 2013

Rozdział 4

No to mamy kolejny rozdział. Może być trochę nudny, ale akcja się rozwinie w następnych, więc zapraszam do czytania i komentowania :)


Tą tajemniczą osobą siedzącą obok mnie, był nie kto inny jak Steven.
- Jezu nie strasz mnie tak, dobra?  Yy mówiłeś coś? Bo się trochę zamyśliłam - zapytałam się chłopaka. Było mi głupio, że on coś do mnie mówi, a i tak to do mnie nie dociera.
- Nooo pytałem się co tu robisz i czy siostra Cię wyrzuciła z domu, skoro sama siedzisz na ławce w parku i to smutna. - odpowiedział z tym swoim uśmiechem przyklejonym do ust. Jak on to robi, że zawsze jest uśmiechnięty? Przecież ich życie nie jest kolorowe, mieszkają w ruderze, nie mają na nic pieniędzy, a on mimo to jest zawsze pogodny. Jak się na niego patrzy to od razu się humor poprawia.
- Nie, nie wyrzuciła mnie...jeszcze. Po prostu miałyśmy krótką wymianę zdań i musiałam wyjść, pobyć sama, pomyśleć. - mój zły humor powrócił na nowo i przestałam zwracać uwagę na mojego towarzysza.
- Dobra Ivet, zbieramy się. Mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia. - powiedział wesołym tonem i poruszał zawiadacko brwiami.
- Steven, nie mam dzisiaj ochoty na żadne wygłupy, przepraszam. - spojrzałam na niego i już wiedziałam, że tak łatwo mi nie odpuści. Nie on. Jak się na coś uprze to nie ma zmiłuj.
- Nie pierdol bez sensu tylko słuchaj. Ja czyli Popcorn proponuję Ci mały wypad na lody. Dobrze Ci to zrobi i na pewno poprawi humor. Później się gdzieś przejdziemy i zapraszam do nas. Mam jakieś drobne, które co prawda miały iść na wiadomy cel, ale czego się nie robi dla przyjaciółki w potrzebie. - odpowiedział i przytulił mnie. - To co? Idziemy?
- No dobra, niech Ci będzie. W sumie to nie taki głupi pomysł,a może się udać - uśmiechnęłam się do niego i wstałam.
Wyszliśmy z parku i podążaliśmy w kierunku jakiś budek z lodami. W międzyczasie Steven opowiadał mi kawał za kawałem, a mnie już od tego wszystkiego brzuch bolał ze śmiechu. Zapomniałam na chwilę o tym przykrym incydencie z Sophie. Popcorn kupił mi i sobie po lodzie i ruszyliśmy dalej. Wygłupialiśmy się jak małe dzieci. Brudziliśmy się lodami, żeby później się gonić i zemścić. Przy tym chłopaku czas biegł zupełnie inaczej. Jak się z nim przebywało, to przenosiło się w zupełnie inny wymiar. Wiem, że często nie jest sobą i zachowuje się dziwnie, ale taki wpływ mają na niego dragi. Dzisiaj był czysty. Widziałam to po jego oczach, zresztą dopiero po nie zmierzał. W duszy dziękowałam, że to on się wtedy obok mnie pojawił i oderwał mnie od tego wszystkiego. Tak spacerując i się wygłupiając, doszliśmy na wzgórza Hollywood i usiedliśmy, patrząc na horyzont i zachodzące słońce. Widok był zapierający dech w piersiach. Z oddali można było dostrzec malutkie światełka neonów i samochodów, przejeżdżających zatłoczone ulice.
- Może chcesz mi opowiedzieć o tym co się stało? Wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć, tak jak każdemu z nas. Jesteś dla nas jak siostra i nie możemy znieść jak jesteś smutna. - popatrzył na mnie z taką miną, że nie potrafiłam mu odmówić.
- Wiem, kochani jesteście. Rozumiecie mnie lepiej niż moja siostra, to jakaś paranoja. Ogólnie to poszło o tą imprezę ostatnio. Sophie się wściekła, że się z Wami zadaję, że sprowadzacie mnie na złą drogę. A to nieprawda. Przecież sama za siebie decyduje, do niczego mnie nie zmuszacie. Zresztą, czuję się dobrze w Waszym towarzystwie i jesteście mi bliscy, a ona nie potrafi tego zaakceptować. No i zaczęłyśmy się kłócić, ja tez powiedziałam parę słów za dużo, ale mnie sprowokowała i jej się należało. Nie jest moja pieprzona matką, żeby mi rozkazywać. Nawet nie jest do końca moją siostrą.
- Jak to nie jest? - Adler zrobił zaskoczoną minę.
- Jesteśmy z innego ojca. Moja mama najpierw była z jej tatą, a później się rozeszli i związała się z innym, no i tak oto jestem.
- Słuchaj mała, to że nie jesteście biologicznymi siostrami nie ma znaczenia. Jesteście rodziną i to jest najważniejsze. A to, że się kłócicie to norma. Bardzo się różnicie i to pewnie z tego te nieporozumienia. Możesz być jednak pewna, że Sophie Cię kocha i troszczy o Ciebie, bo czuje się odpowiedzialna za to, jak żyjesz i co robisz. Stara się Ci pomóc, ale efekt jest inny niż tego oczekuje. Posłuchaj, powinnaś się cieszyć, że masz ją obok i możesz zawsze na nią liczyć. To ważne. Na pewno za chwilę się pogodzicie, więc nie ma się co martwić. Ja ją nawet rozumiem, więc nie mam do niej pretensji za to, jak nas traktuje.
Steven skończył swój monolog, a ja miałam oczy jak pięciozłotówki. Nie spodziewałam się po nim takich słów. Dało mi to wiele do myślenia i uzmysłowiło, że chłopak ma rację. Co ja bym bez niego zrobiła?
- Dziękuję - powiedziałam i przytuliłam się do niego. - Bardzo mi pomogłeś wiesz? Cieszę się, że tu ze mną siedzisz i rozmawiasz, zamiast bawić się gdzieś z reszta.
- Daj spokój! A tak a propo, to może byśmy się już zbierali bo robi się chłodno? Chodź do nas, będzie fajnie - powiedział wstając i zarzucając na mnie swoją bluzę.
Szliśmy ulicami Los Angeles jak zwykle się wygłupiając. Perkusista wziął mnie na barana i tak przeszliśmy, a raczej on przeszedł bo ja siedziałam na jego barkach, do Hellhouse. Zeskoczyłam na ziemię i weszłam do środka. Panował tam totalny chaos. Nie wiem nawet jaki kolor miała podłoga, bo nie było jej widać zza sterty śmieci, pudełek po pizzy, niedopałków, butelek i innych różnych rzeczy. W salonie, o ile można to tak nazwać siedział tylko Duff i Slash. Pierwszy pił wódkę i oglądał coś w telewizji, a mulat siedział i patrzył przed siebie nieobecnym wzrokiem. Gdy nas zauważyli, uśmiechnęli się w naszą stronę.
- A gdzie reszta? - zapytał Popcorn.
- Izzy u siebie, a Axl gdzieś polazł, chuj wie gdzie i po co - odpowiedział mu Kudłacz.
Steven pognał na górę, a ja dosiadłam się do basisty i gitarzysty prowadzącego.
- Jak miło cię u nas widzieć, mała. Chcesz się czegoś napić? - zapytał Duff. Pokiwałam twierdząco głową. - no to zaraz wracam - i poszedł do kuchni. Wrócił z trzema butelkami Nightraina. Każdy z nas wypił po butelce. Byłam lekko wstawiona, a chłopcy z racji tego, że pili juz wcześniej totalnie odpływali. Tak mi się jednak tylko wydawało.
- Coś się stało Ivet? - zapytał Slash
- Nie, dlaczego pytasz? - odpowiedziałam. Cały czas byłam zamyślona.
- Bo nie jestem ślepy. Widzę, że coś Cie męczy. Chodź, poprawię Ci humor - wstał i wyciągnął dłoń w moją stronę.
Popatrzyłam na niego i nie bardzo wiedziałam o co mu chodzi. Złapałam go za rękę i poszłam, jak się okazało do jego pokoju.
Panował tam taki sam bałagan jak na dole. Zrzucił jakieś papiery i ubrania z łóżka i pokazał mi, że mam usiąść. Zrobiłam tak jak kazał, a on wziął jedną ze swoich gitar i zajął miejsce obok mnie. Okazało się, że gra "Wish you were here" Pink Floydów. Jego palce przesuwały się perfekcyjnie po gryfie, a muzyka roznosiła się po całym pomieszczeniu. Kiedy grał, widziałam że przenosił się w inny wymiar. Skupiał uwagę tylko na instrumencie, który wydawał idealne dźwięki. Czułam się wyjątkowo. W końcu to dla mnie gra. Wszystko co się dzisiaj działo, nie miało dla mnie w tej chwili znaczenia. Zaczęłam po cichu nucić tekst, kiedy Saul na mnie spojrzał i się uśmiechnął. Chyba pierwszy raz jestem w stanie zobaczyć jego oczy. Są takie błyszczące i pełne głębokiej czerni... po prostu piękne. Wydawało mi się, że ta chwila trwa wiecznie, zatonęłam w jego oczach.
- Ślicznie śpiewasz! Może to Ciebie weźmiemy jako wokalistkę, a nie tego rudego pojeba - zaśmiał się, kiedy skończył grać. Odłożył gitarę i wrócił z powrotem na swoje miejsce.
- Myślę, że przesadzasz, a Axl i tak by się na to nie zgodził. Zabiłby mnie przy pierwszej możliwej okazji. Za to Ty grasz niesamowicie. To było piękne, dziękuję - popatrzyłam na niego.
Nastała dosyć niezręczna cisza, a gitarzysta zbliżył się na niebezpieczną odległość.
- Jesteś taka delikatna i krucha, co Ty z nami robisz? Twoja siostra ma rację, że nas opieprza przy każdej możliwej okazji. - wyszeptał, dotykając dłonią mojego policzka.
- Nie przesadzaj! Mam prawo się spotykać z kim chce.
Czułam na sobie jego oddech. Żadne z nas więcej się nie odzywało. Siedzieliśmy obok siebie, patrząc sobie w oczy. Nagle mulat zbliżył swoją twarz do mojej tak mocno, że oparł swoje czoło o moje. Poczułam jak moje serce przyspiesza. Nie mogłam nic zrobić...a może nie chciałam? Za każdym razem jak był blisko mnie, nie kontrolowałam siebie i swoich odruchów. Saul spojrzał mi głęboko w oczy i poczułam jak zjeżdża swoją ręka na moją talię i przysuwa mnie jeszcze bliżej, chociaż myślałam, że to nie możliwe. Między nami nie było praktycznie wolnej przestrzeni, tworzyliśmy jedność. Dotknęłam dłonią jego policzek, a drugą odgarnęłam włosy z twarzy. Wyglądał tak słodko. Czułam się taka bezpieczna w jego ramionach. Wreszcie byłam dla kogoś ważna. Było tak spokojnie i w pewien sposób romantycznie. Jednak nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy, co nas czeka...
Ivet  Paar