środa, 23 stycznia 2013

Rozdział 8

Nie wiem, jak długo już tutaj siedzimy, ale padałam ze zmęczenia i powoli odpływałam do krainy Morfeusza. Moja głowa opadła na ramię Isbella.
- Slash! Połóż ją na tym chujowym łóżku, bo mała nam za chwilę zaśnie - zwrócił się do Kudłacza, który podszedł i wziął mnie na ręce i położył.
- Śpij księżniczko - wyszeptał i pogłaskał po policzku.
- Ja chcę już stąd wyjść...Mam dosyć, chce do domu - powiedziałam błagającym głosem, powoli zasypiając.

IZZY:

Jak tak patrzyłem na Ivet to stwierdziłem, że muszę coś zrobić. Cholernie się dziewczyna męczy. To nie jest miejsce dla niej. Udaje, że wszystko jest zajebiście, ale ja dobrze wiem, że w środku cała się trzęsie ze strachu. Znam ją już trochę i wiem, że jest twarda i dużo zniesie, ale nie aż tyle. I jeszcze Ci zboczeni chuje, wysyłający jednoznaczne sygnały w jej stronę. No Stradlin pora to zrobić. Tak będzie najlepiej. Prowadząc wewnętrzny monolog, wstałem i widziałem, że reszta przysypia. Slash obok Ivi miał głowę na jej nogach, Steven na podłodze, a Duff na siedząco pod ścianą.
- Izzy, gdzie ty idziesz? - zapytał półprzytomny wysoki blondyn. Nie odpowiedziałem, tylko spojrzałem na niego i podszedłem do krat.
- Przepraszam, czy mogę porozmawiać z komendantem? - zwróciłem się w stronę pilnującej nas policjantki.
- Ale teraz? Niech pan poczeka do jutra.
- To ważne kurwa i nie będę czekał do pierdolonego jutra - podniosłem głos, a chciałem być miły. - Więc proszę mnie zaprowadzić do odpowiedniego pomieszczenia. Chce złożyć zeznania. - otworzyła kraty, zakuła mnie w kajdanki. Poszedłem za nią i usiadłem na krzesełku, chyba w gabinecie komendanta czy kogoś tam.
- Ten Pan chciał koniecznie porozmawiać - powiedziała i zostawiła nas samych.
- O co chodzi? - usiadł naprzeciwko mnie i mi się przyglądał. Nienawidzę gliniarzy.
- Niech Pan Panie... Brown - spojrzałem na plakietkę na biurku - wypuści resztę. Oni nie mają z tym nic wspólnego. To wszystko, to były moje narkotyki, więc proszę zatrzymać tylko mnie.
- Człowieku, wiesz co Ty robisz? - zapytał - Możesz mieć poważne problemy.
- Chuj mnie to obchodzi. Oni nie będą siedzieć za coś, czego nie zrobili. Ja dam sobie radę - było mi ciężko, ale wiedziałem, że muszę to zrobić dla małej.
- No dobrze. Skoro tak Pan mówi, to spiszemy zeznania i wypuścimy Pańskich przyjaciół. Jeszcze raz wszystko opowiedziałem ze szczegółami. Trwało to jakieś 45 minut. Brown zaprowadził mnie z powrotem do celi i powiedział, że sprawa załatwiona i za chwilę moi przyjaciele mogą wracać do domu. Ja tu zostanę do wyjaśnienia sprawy, czyli nie wiadomo jak długo. No to jestem w dupie. Dobrze, że Ivet może stąd iść. Na tym mi najbardziej zależało.

IVET:

Poczułam, jak ktoś mnie lekko szturcha. Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam przed sobą Izzy'ego.
- Wstawaj mała, wychodzicie - mówił, uśmiechając się do mnie.
- Serio? No nareszcie...ale czekaj, czekaj. Jak to wychodzicie, a Ty? - zapytałam, a ten spuścił głowę. - Stradlin, kurwa co się dzieje? - wydarłam się.
- Nic, po prostu idźcie do domu, a ja tu jeszcze troszkę zostanę - próbował mnie uspokoić, gładząc po kolanie.
- Kurwa, co Ty zrobiłeś? Co Ci przyszło do tego łba - zaczęłam płakać. Byłam na niego wkurzona, ale też wdzięczna.
- Nie płacz, proszę. Nic mi nie będzie. Nim się obejrzysz, już będę z powrotem - mówił przyjemnym tonem, chcąc mnie pocieszyć. Rzuciłam się w jego ramiona. Nie wierzyłam, że mógł to zrobić. Przecież musiał wziąć cała winę na siebie, skoro nas wypuszczają, a on zostaje.
- No, możecie się zbierać - powiedział jakiś policjant.
- Chodź skarbie. Izzy sobie poradzi - podszedł do nas Duff i zabrał mnie od bruneta. - No, już spokojnie - przytulił mnie do siebie i wyszliśmy.
- Dzięki stary, wyciągniemy Cię z tej chujni - powiedział Slash i uścisnął się po męsku z Jeffem. Za nim wyszedł Popcorn. 

Niby powinniśmy się cieszyć, że jesteśmy wolni, ale żadnemu z nas nie było do śmiechu. Slash mógł w końcu zapalić i gdy tylko dostał paczkę to chyba w ciągu 10 minut wypalił połowę. Poczęstował też mnie i Duffa. Steven człapał się za nami ze spuszczoną głową. Było widać, że jest mu szkoda Stradlina. Ten uśmiech, który gościł na jego ustach 24 h na dobę, zniknął jakby rozpłynął się w gęstym powietrzu niczym dym z papierosa. Cały czas szłam wtulona w basistę. Potrzebowałam teraz kogoś i cieszyłam się, że mogę na niego liczyć. Był moim prawdziwym przyjacielem. Traktowałam go jak brata.
- Ej ludzie! Mam jakieś drobne w kieszeni, to może kupimy jakiegoś Nightrain'a, co? - wyszedł z propozycją Kudłacz i zaczął przeliczać pieniądze.
- Ja jestem za. Mam ochotę się najebać nic więcej - stwierdziłam.
Mulat wszedł do sklepu nocnego razem z Popcornem, a ja zostałam z McKaganem zna zewnątrz.
- Wszystko ok? - zapytał i popatrzył na mnie. Jego wzrok był tak przeszywający, że nie można było skłamać.
- Dobrze wiesz, że nie jest ok. My jesteśmy na wolności kurwa, a Izzy siedzi za kratami. Jedno wielkie gówno i tyle - odpowiedziałam. Przytulił mnie i wyszeptał, że wyciągniemy go stamtąd i nie pozwolimy, żeby tam został. Zrobiło mi się lepiej, kiedy to mówił. Po chwili chłopcy wyszli z butelką trunku, dla każdego z nas. Nie za wiele, ale zawsze coś. Zmierzaliśmy w stronę Hellhouse.
- Chłopaki, ja chyba powinnam wrócić do domu. Soph się pewnie o mnie martwi. - olśniło mnie nagle.
- Daj sobie spokój. Już prawie jesteśmy, więc to nie ma sensu. Od nas zadzwonisz do siostry - podszedł do mnie Slash, a Steven z Duffem szli za nami, oglądając się za laskami..
- No w sumie racja. Niech będzie - uśmiechnęłam się do niego - Slashie?
- Co mała? - spojrzał na mnie z pod kurtyny ciemnych włosów.
- Dlaczego on to zrobił? - zapytałam, a ten mnie objął ramieniem.
- Myślę, że chodziło o Ciebie i Twoje dobro. Wiedział, że to jego narkotyki, a my za to siedzimy. Wziął winę na siebie, bo pewnie tak mu kazało to...no...kurwa...sumienie. Nie martw się Ivi, wyciągniemy go jak szybko się da - pocałował mnie w skroń.

Akurat dochodziliśmy do ich domu (o ile można to tak nazwać...no dla nich to był mimo wszystko dom), kiedy zauważyłam pełno taśm dookoła. No pięknie, tu się nie prześpimy.
- Chłopaki! Jest problem - spojrzeli na mnie, a ja im pokazałam policyjne zabezpieczenie.
- Kurwa, a co to ma być? Jakby jakieś morderstwo tu było - powiedział Steven. - To co teraz? I gdzie jest Rudy? - wzruszyliśmy ramionami.
- No to idziemy do mnie. Przenocujecie, a jutro rano się coś wymyśli - stwierdziłam i ruszyłam do przodu słysząc za sobą stukot kowbojek. Szliśmy w zupełnej ciszy. Nuciłam sobie pod nosem piosenkę Misfits i myślałam, co powie na to wszystko Sophie. Mam tylko nadzieję, że nie zabije ani mnie, ani chłopaków. Jak ja mam jej to wytłumaczyć? No nic, będzie spontan. Dotarliśmy do naszego mieszkania. Weszliśmy do środka, ale wszędzie panowała cisza i ciemność. Spojrzeliśmy po sobie, wzruszając ramionami.
- Usiądźcie w salonie albo zróbcie sobie coś do jedzenia. Ja zaraz przyjdę - powiedziałam i poszłam na górę. Weszłam do sypialni Soph i zamarłam. To co zobaczyłam przeszło moje oczekiwania.
Ivet Paar

piątek, 18 stycznia 2013

Rozdział 7

Wzięłam książkę telefoniczną i poszukałam numeru do prawnika. Było tam kilkadziesiąt pozycji. Wybrałam pierwszy lepszy numer i wydusiłam cyfry w telefonie. Pierwszy sygnał, drugi:
-  Słucham, kancelaria pana Jeffersona. - odezwał się głos w słuchawce, była to pewnie sekretarka.
- Yy... dzień dobry, czy ja mogłabym umówić się na spotkanie?  Zależy mi na czasie, chciałabym żeby to było jeszcze dzisiaj.
- Ma pani szczęście - powiedziała kobieta - właśnie przed godziną jedna osoba odwołała spotkanie. Pasuje pani na 17?
- Tak, tak oczywiście, że pasuje. Na pewno przyjdę. W takim razie do zobaczenia.

Zapisałam adres kancelarii na kartce. Spojrzałam na zegarek była 14:30. Miałam dość spory kawałek drogi do przejścia. Ubrałam sie w bardziej wyjściowe ciuchy i wyszłam z domu. Ruszyłam chodnikiem. Nie chciałam się spóźnić, więc wyszłam troszkę szybciej. Było strasznie gorąco, lecz wtedy nie zwracałam na to uwagi, szłam twardo. Przejście całej drogi zajęło mi 1,5 godziny. Miałam jeszcze pół godziny do spotkania, jednak postanowiłam, że już pójdę do kancelarii.
W sekretariacie czekała jedna osoba. Podeszłam do sekretarki:
- Dzień dobry.
- Dzień dobry. Proszę?  - rozpoznałam głos kobiety z którą rozmawiałam przez telefon.
- Ja byłam umówiona z panem Jeffersonem, dzwoniłam.
- A tak, pani Blake? - zapytała sekretarka, a ja kiwnęłam twierdząco głową -  Proszę usiąść, szef gdy skończy spotkanie przyjmie panią.
Udałam się w kierunku krzeseł stojących pod ścianą. Usiadłam i czekałam. Każda minuta strasznie mi się dłużyła. Ten czas który tam siedziałam, to była dla mnie wieczność. Ale w końcu usłyszałam za ścianą rozmowy i drzwi się otworzyły. Wyszedł z nich adwokat i jego klient.
-  Proszę bardzo. - powiedział miłym głosem. Podniosłam się i ruszyłam w jego stronę. Gestem dłoni zaprosił mnie do gabinetu, a kiedy już tam weszliśmy wskazał krzesło.  - Jak się pani nazywa?
- Sophie Blake. - odpowiedziałam.
-  Więc pani Blake, w jakiej sprawie pani do mnie przyszła?
Opowiedziałam mu o całej sytuacji, która wynikła z mojej winy. On powiedział mi, że to było niemądre z mojej strony, bo ja też mogę zostać oskarżona za składanie fałszywych zeznań.
- Co do sprawy pani siostry to jeśli jest tak jak pani mówi, że ona na pewno nie miała narkotyków przy sobie tylko przebywała w pomieszczeniu, w którym się one znajdowały to uda nam się ją jakoś wyciągnąć z tej sytuacji. Na pewno policja będzie szukała osoby, która przyzna się do tego, że to jej narkotyki, bo przecież same tam nie przyszły. Nie wiadomo czy koledzy siostry przyznają się, którego z nich były te środki. Zajmę się tą sprawą. Sprawdzę co i jak. Proszę zostawić w sekretariacie namiary na siebie. Jeśli będę już coś wiedział odezwę się do pani. - podniósł się z krzesła ja zrobiłam to samo.
- Bardzo dziękuję. Będę czekać na telefon. Do widzenia. - odwróciłam się w kierunku drzwi. Wyszłam i podeszłam do biurka sekretarki. Ta bez słowa podała mi formularz w którym musiałam podać swoje dane. Oddałam jej kartkę i pożegnałam się.


Szłam już do domu, kiedy nagle przypomniało mi się, że muszę jutro iść do pracy. Postanowiłam, że wezmę parę dni wolnego, by móc wyciągnąć Ivet z tego bagna, w które sama ją wciągnęłam. Chciałam zadzwonić do szefa, kiedy wrócę do domu. Droga powrotna minęła o wiele szybciej, od mieszkania dzieliło mnie jakieś 20 minut drogi. Idąc rozmyślałam o tym co powiedział mi adwokat. Trochę mnie uspokoił, jednak i tak bałam się o Ivet. Miałam nadzieję, że zamknęli ją w celi z tymi chłopakami, więc miała kogoś znajomego przy sobie. Nie wiedziałam jak oni zachowali się w całej tej sytuacji. Każdy pewnie chciał ratować własną dupę. Wątpiłam, żeby któryś z nich przyznał się do tych narkotyków i odciążył całą resztę. To taki typ, że jak trzeba się bawić i jest wszystko fajnie są wielkimi przyjaciółmi, ale kiedy tracą grunt pod nogami, każdy ratuje samego siebie nie zwracając uwagi na innych. I tak mięła mi droga do domu. Szłam klatką schodową szukając w torebce klucza kiedy nagle zobaczyłam, że ktoś siedzi oparty o moje drzwi. Na początku nie rozpoznałam kto to taki, ale kiedy podeszłam bliżej rozpoznałam bujną, rudą czuprynę.
- Co Ty tutaj robisz? Wypuścili was? - zapytałam zniecierpliwiona.
- Nie, nie wypuścili, mnie w ogóle nie zamknęli. Wracałem wtedy od Ciebie i zaszedłem do kumpla.
- Wejdź. - powiedziałam otwierając mieszkanie. Cały czas czułam do niego niechęć, ale na ten moment trzeba było zakopać topór wojenny, w końcu jedziemy na tym samym wózku.
- Słuchaj, musimy im jakoś pomóc wydostać się z tego gówna. - powiedział spokojnie - Jakbym wiedział kto nasłał te gliny to zabiłbym chuja na miejscu. Wtedy nie istniałoby żadne prawo. - zaczął swój wywód co to by nie zrobił z tą osobą.
- Axl!!! - krzyknęłam. Spojrzał na mnie zdziwiony  - Muszę o czymś ci powiedzieć.
- No to mów, na co czekasz. - powiedział zniecierpliwiony.
- Bo... bo to ja złożyłam to doniesienie na policji... - powiedziałam cichym głosem, ledwo przeszło mi to przez gardło.
-  CO KURWA?! - popatrzył na mnie, chyba sam nie wierzył w to co usłyszał. - Pojebało cię do reszty Soph?! Chuj z nami, my zawsze się jakoś wygrzebiemy, ale pomyślałaś co z Iv?!
Rozpłakałam się, nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Zanosiłam się jak dziecko. W tamtym momencie żałowałam tego tak bardzo, że aż nienawidziłam samej siebie.
- Myślisz, że teraz tego nie żałuje?... Nie wiem co strzeliło mi do tego głupiego łba... - zaczęłam wydobywać z siebie strzępki zdań - Byłam zazdrosna o Ivet, że  ma lepsze kontakty z wami niż z własną siostrą. Ale chyba zazdrościłam jej też tego, że ma znajomych z którymi może wyjść chociażby na to cholerne piwo, a ja wiecznie sama w domu. Moja jedyna rozrywka to wyjście do pracy. Podświadomie chciałam jej tego wszystkiego pozbawić. - powiedziałam mu to wszystko i trochę mi ulżyło. Nie wiem sama dlaczego to zrobiłam, może dlatego że nie miałam komu się wygadać, a on był jedyną osobą, która mi się akurat napatoczyła. Płakałam dalej z twarzą ukrytą w dłoniach  Nagle poczułam jego dłoń na swoim ramieniu. Przytulił mnie do siebie. Teraz łkałam wtulona w jego ramię.
- No dobrze uspokój się, to już się stało, czasu nie cofniemy. Musimy teraz zrobić wszystko żeby im pomóc.
Po jego słowach oderwałam się od niego, poszłam do łazienki żeby przemyć twarz wodą. Było mi wstyd, że się tak przed nim otworzyłam i rozkleiłam. Kiedy wróciłam opowiedziałam Axlowi o moim spotkaniu z adwokatem i o wszystkim co mi powiedział.
- Kurwa, to niedobrze. Jakby nie było ktoś zawsze musi zostać w pierdlu. Nie mam pomysłu jak można pomóc im w inny sposób.
- Adwokat powiedział, że musimy czekać, bo jak na razie nikomu nie zostały przedstawione zarzuty. Dopiero wtedy będzie mógł zacząć działać.

- No dobrze, ja nie lubię siedzieć bezczynnie, kiedy moi najlepsi kumple siedzą po uszy w gównie. Najbardziej rozpierdala mnie to, że kurwa nie wiem jak im pomóc. - powiedział i przejechał ręką po swoich bujnych rudych włosach - Dobra ja będę musiał lecieć, bo muszę sobie załatwić nockę u jakiegoś kumpla. - podniósł się z kanapy i już zmierzał w kierunku drzwi.
- Poczekaj! - zawołałam go - Chcesz mi powiedzieć, że nie masz gdzie dzisiaj spać? A co z waszym mieszkaniem?
- Zostało owinięte dookoła policyjnymi taśmami, a przed domem cały czas stoi radiowóz pilnujący. Za chuja nie ma jak się przecisnąć i wejść.
- Możesz tę noc spędzić u mnie. Pokój Ivet jest pusty więc nic nie stoi na przeszkodzie...
- Nie, nie chcę ci robić problemu. Wiem, że mnie  nie lubisz. Nie będę zadręczał cię moim parszywym towarzystwem.
- No nie należysz do moich ulubieńców, ale nie jestem też żadną suką bez serca. Zresztą to przeze mnie nie masz gdzie spać. Nawet nie ma gadania, zostajesz i tyle.
- Dziękuję Soph. - powiedział. Chyba nie spodziewał się takiej propozycji z mojej strony. Ale cóż, nie mogłabym postąpić inaczej, to była moja wina.

Dałam mu ręcznik żeby mógł się wykąpać, pokazałam co i jak w kuchni, a na końcu zaprowadziłam go do pokoju gdzie będzie spał. Na końcu rzuciłam coś typu "czuj się jak u siebie w domu". Ja sama byłam trochę skrępowana tą sytuacją. Ja i  rockowiec, który lubi ostrą zabawę pod jednym dachem. Ale jak na razie zachowywał się poprawnie, niczego mu nie mogłam zarzucić, przynajmniej jeśli chodzi o zachowanie. Powiedziałam jeszcze, że nie chcę widzieć w domu żadnych narkotyków. Kiedy Axl poszedł się kąpać, ja poszłam do kuchni żeby zrobić nam jakąś kolację. Nic wielkiego, jakieś kanapki. Przygotowałam wszystko, kiedy usłyszałam, że wokalista wyszedł z łazienki.
- Axl, chodź do kuchni. - zawołałam chłopaka.
Wszedł w samych bokserkach, a ja czułam jak wychodzą mi rumieńce na policzkach. Zmierzyłam go z góry do dołu, tak żeby tego nie widział. Był strasznie pociągający bez tych wszystkich bransoletek i innej masy ozdób, które zwykle na sobie nosił. Soph o czym ty w ogóle myślisz? Przecież to ten sam przemądrzały ćpun, którego nie cierpisz.
- Napijesz się herbaty? - zapytałam. Stał oparty o kuchenne meble, kiedy na niego spojrzałam.
- Chętnie. - odpowiedział - Sophie, czy ciebie krępuje to, że jestem tylko w tych majtkach? Przepraszam, ale nie miałem ze sobą nic innego do ubrania, wszystko zostało w domu.
- Spokojnie, przecież wiem że nie masz ze sobą tutaj całej swojej garderoby. - Wzięłam dwa kubki i nalałam nam ciepłej herbaty - Siadaj do stołu i częstuj się.
- Dzięki.  - usiadł za stołem, a ja dołączyłam do niego. Spojrzałam na niego ukradkiem, cholernie mi się podobał. Nie wiem, może wcześniej widziałam go tylko przez pryzmat ćpuna, a moje oczy przesłonione były nienawiścią i zazdrością. Kiedy tak siedzieliśmy poczułam dziwne uczucie w brzuchu. - Dlaczego nie jesz?
- Zamyśliłam się, przepraszam. - wzięłam kanapkę z talerza i ugryzłam jeden kęs. - Urodziłeś się w Los Angeles?
- Nie, przyjechałem tu z Lafayette w stanie Indiana. Dlaczego pytasz?
- A tak z ciekawości. Ale naprawdę jesteś z Indiany? My pochodzimy z Rochester.
- Ej, to mieszkaliśmy całkiem niedaleko siebie. Nigdy bym nie powiedział, że nie urodziłyście się w LA. Ivet tak dobrze się tutaj porusza, zupełnie jakby mieszkała tu do zawsze. Dawno przyjechałyście?
- Ja mieszkam tu od 4 lat, a Iv mama przysłała dwa lata temu. Jest tu już jakiś czas, ale zaaklimatyzowała się od razu.  A ty długo tu jesteś?
- Przyjechałem rok temu... Na początku nie było za ciekawie. Nie miałem gdzie spać, nie znałem tu nikogo. W sumie to przybyłem tu żeby znaleźć Izzy'ego , ale nie było łatwo. Los Angeles nie należy do małych miast. Te poszukiwania zajęły mi dwa miesiące. Później już jakoś poszło, poznałem chłopaków, założyliśmy Guns N' Roses.
- To nie miałeś łatwego życia, przynajmniej tu w Los Angeles.
- Soph ile ty masz w ogóle lat? - widziałam ciekawość w jego oczach.
- Ja...hmm... ile ja mam lat? Będzie z 22. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Naprawdę jesteś z 1960?
- No tak, a dlaczego pytasz?
- Bo ja też. - odpowiedział z takim uśmiechem na twarzy jakiego jeszcze nigdy u niego nie widziałam.
- A ja myślałam, że ty jesteś młodszy ode mnie i to gdzieś o dwa lata.
- No coś ty. - dalej cieszył się jakby odkrył tą naszą cholerną Amerykę.
Siedzieliśmy tak i było całkiem miło. Przyznam, że na chwileczkę udało mi się zapomnieć o tej całej parszywej sprawie. Myślałam , że on umie tylko przeklinać i nie ma mowy o wypowiedzeniu się na jakiś poważny temat. Ale po rozmowie z nim stwierdziłam, że jest cholernie inteligentny i nie jednego zapędziłby w kozi róg.
Sophie Blake

Wiem, że trochę dużo dialogów, ale jakoś tak wyszło. Mam nadzieję, że to ogarniecie. Oczywiście zapraszam do komentowania, to dla nas bardzo ważne :-) 

wtorek, 15 stycznia 2013

Rozdział 6

Usłyszeliśmy nagle jakieś głośne wrzaski. KURWA! No nie teraz, nie w takiej chwili. Oderwaliśmy się od siebie niechętnie i zbiegliśmy na dół, zobaczyć co się dzieje. To co tam zastaliśmy przeszło nasze oczekiwania. Stałam jak wmurowana. W domu było pełno policjantów, przeszukujących każdy zakamarek, a chłopcy siedzieli zakuci w kajdanki, z minami mówiącymi : "Wiejcie, póki możecie." Popatrzyłam na Slasha błagalnym wzrokiem, żeby coś zrobił. Nagle zza moich pleców wyłonił się policjant.
- Pani Ivet Paar, tak? - zapytał, a ja pokiwałam twierdząco głową. - Pani również pójdzie z nami.
- Ale gdzie? Co tu się kurwa dzieje? - byłam wkurzona. Skąd oni się tu wzięli?
- Dostaliśmy zawiadomienie o przetrzymywaniu Pani i przy okazji znaleźliśmy spore zapasy narkotyków. Od dawna mieliśmy na oku tych chłopaków, ale teraz mamy niezbite dowody.
- Nikt mnie tu siłą nie przetrzymuje, co Pan pierdoli?
- Nie zmienia to faktu, że są Państwo oskarżeni o handel narkotykami. Proszę ze mną. - powiedział i złapał moje nadgarstki, aby założyć mi kajdanki. Drugi zrobił to samo ze Slashem. Szarpał się i wyrywał, jednak nic to nie dało, a tylko pogarszał swoja sytuację. Widziała jak Izzy szedł ze spuszczoną głową, Steven był tak naćpany, że chyba nie kontaktował. Po prostu świetnie, a Duff był zalany w trupa. Brakowało tylko Axla. Mam nadzieję, że szybko nas stąd wyciągnie.
- Ona nigdzie nie idzie! Puść ją kurwa! Ona jest czysta, nie ma z tym nic wspólnego - krzyczał Slash.
- Niech Pan się uspokoi. Wszyscy jesteście zatrzymani. - odpowiedział spokojnym głosem starszy policjant i wepchnął nas do samochodu.
- Przepraszam, nie chciałem żebyś była tego świadkiem - wyszeptał mulat i spojrzał na mnie przepraszająco.
- Daj spokój Saul. Wyjdziemy, obiecuje Ci to. Moja siostra nam pomoże. - byłam przestraszona i bałam się, co będzie dalej. Starałam się myśleć pozytywnie, ale to nie było takie proste. W końcu nie codziennie zostajesz zakuta w kajdanki i odwieziona na komisariat. Dobrze wiem, co nam grozi za narkotyki, zwłaszcza że znaleźli je w domu. W ciszy dojechaliśmy na miejsce. Tam nas jeszcze dokładnie przeszukano i zabrano wszystko, co mieliśmy w kieszeniach. Slashowi zostawili tylko kostkę do gry i zamknęli nas w celi. Nikt się nie odzywał. Izzy usiadł gdzieś w kącie, Steven biegał po całym pomieszczeniu, a ja i Kudłacz siedzieliśmy na łóżku, o ile można to coś tak nazwać. Duffy dochodził do siebie leżąc głową na moich kolanach. Zastanawiałam się, kto mógł na nas donieść. Komu zależało na tym, żeby ich zniszczyć? Widziałam jak Stradlin się zadręcza, w końcu to jego zapasy, a zamknęli nas wszystkich. Hudson bawił się kostką. W pewnym momencie rzucił ją o ścianę.
- Kurwa! Musimy coś wymyślić, bo nie mam zamiaru spędzić tutaj resztę życia. - powiedział. Widać było, że go to przerasta.
- Spokojnie. Ma ktoś jakiś pomysł? - zapytałam i spojrzałam na wszystkich.
- Nie ma Axla, może on nam pomoże? - w końcu odezwał się Izzy.
- Właśnie! Tylko jak go namierzyć? - znów zapadła niezręczna cisza. Wstałam i podeszłam do krat.
- Przepraszam, ile będziemy tutaj siedzieć? - zapytałam jakąś policjantkę za biurkiem.
- Jesteście zatrzymani na 48 godzin, a później zobaczymy, co z Wami będzie.
Super, spędzę 2 dni w obleśnej, śmierdzącej celi. Tu się nawet nie da wyspać, zresztą i tak bym nie zasnęła.
- A czy mogę zadzwonić do siostry? - ponownie zadałam pytanie i popatrzyłam na chłopców. Mieli miny mówiące" No właśnie, Sophie!"
- Przykro mi, nie macie takiej możliwości.
Kurwa! Uderzyłam rękami w kraty i wróciłam na miejsce. To była nasza ostatnia nadzieja. Może ją poinformowali i zaraz tu będzie. Steven powoli wracał do normalnego stanu, a reszta siedziała bez ruchu.
- Cholera, chciałbym zapalić, a nie mogę, bo Ci pojebani, pożal się boże gliniarze, wszystko mi zabrali - powiedział Saul i podniósł kostkę z ziemi i wziął z powrotem w dłonie, żeby je czymś zająć. Bałam się, co z nami będzie. Przecież chłopcy mieli robić karierę, a siedzą za kratami.
- Nie bój się Ivet. Jesteś z nami, więc nic Ci nie grozi - powiedział Duff i mnie przytulił. 
Nagle kraty się otworzyły i dołączyło do nas jakiś dwóch, nie budzących sympatii facetów.
- Proszę, proszę, kogo my tu mamy. Niegrzeczna dziewczynka nam się trafiła i do tego śliczna - powiedział niższy z nich i podszedł do mnie. Strasznie śmierdział i był obrzydliwy. Próbował mnie dotknąć, ale odepchnął go Slash.
- Zostaw ją śmieciu! Łapy przy sobie - podszedł do niego bardzo blisko.
- Spokojnie kolego. Podziel się swoją dziwką, nie bądź taki. - wyszydzał drugi z nich.
- Przegiąłeś! To nie jest żadna, pieprzona dziwka - powiedział Saul i rzucił się na niego. Próbowaliśmy ich rozdzielić, ale to nie było łatwe. Jeden z policjantów uderzył czymś w kraty i ich powstrzymał. Mulat miał rozciętą wargę, a tamten trzymał się za brzuch.
- Spokój, albo traficie do izolatek - krzyknął gliniarz i z powrotem zakuł całą trójkę w kajdanki. Stałam tam i płakałam. To wszystko mnie przerosło. McKagan objął mnie ramieniem i starał uspokoić. Podeszłam do Hudsona, który siedział ze spuszczoną głową.
- Dziękuję za wszystko - pocałowałam go w policzek - Ale nie musiałeś się na niego rzucać. - powiedziałam i otarłam mu krew z wargi.
- Musiałem! Obraził Cię, a nikt nie ma prawa tego robić. - znowu się trochę uniósł i popatrzył na mnie - Nic mi nie jest, nie martw się.
Usiadłam pod ścianą obok Izzy'ego i widziałam pożądliwe spojrzenia tych zboczeńców w moim kierunku. Modliłam się, żeby ten koszmar się już skończył.
Ivet Paar

sobota, 12 stycznia 2013

Rozdział 5

No to macie kolejny rozdział :) Zagadka już trochę się tutaj wyjaśnia, ale to jeszcze nie wszystko :)Przypominamy że możecie lajkować naszą stronę na facebooku, dzięki temu będziecie powiadamiani o kolejnych rozdziałach http://www.facebook.com/SophieiIvet

Kiedy rano się obudziłam postanowiłam ziścić swój misterny plan ściągnięcia Ivet do domu. Pośpiesznie poszłam do łazienki, wcześniej wyciągając z szafy świeże ubrania.Wzięłam szybki prysznic uczesałam włosy, przeciągnęłam rzęsy maskarą i po 15 minutach byłam już gotowa do wyjścia.

Ruszyłam ulicą paląc papierosa. Od mojego celu dzieliły mnie dwie przecznice. Szłam śpiesznym krokiem, co najmniej jakbym spóźniła się do pracy.  Kiedy, już w końcu stanęłam przed budynkiem policji to na chwilę się zawahałam, naszły mnie wątpliwości czy dobrze robię. Moje sumienie mówiło mi:"nie rób tego, Ivet jest rozsądną dziewczyną sama wróci do domu". Jednak byłam tak zdeterminowana i chyba też zdesperowana, że nic nie zdołało mnie powstrzymać, nawet moje wewnętrzne JA.  Weszłam do środka, rozejrzałam się dookoła i podeszłam do policjanta który naprzeciwko mnie siedział za biurkiem.
- Dzień dobry, chciałam zapytać gdzie mogę złożyć zawiadomienie o przetrzymywaniu osoby? - kiedy wypowiedziałam te ostatnie słowa jakoś dziwnie się poczułam, jak kapuś.
- Witam, proszę usiąść. Ja przyjmę pani zgłoszenie. Jaki się pani nazywa? - policjant był dość przyjemny, inni niż ci o których się tyle słyszało. 
- Sophie Blake. Moja siostra - zawiesiłam głos na chwilę, znów odezwało się to cholerne sumienie: "nie rób tego" - jest przetrzymywana w jakiejś obskurnej mielinie, przez okropnych ćpunów. Strasznie się o nią martwię, nie wiem do czego oni są zdolni. Na pewno ich znacie. Wiem jak się nazywają, ale nie wiem gdzie mieszkają, w przeciwnym razie sama bym się tym zajęła. - powiedziałam to wszystko jednym tchem.
- Bardzo dobrze, że przyszła pani z tym do nas. Jakiekolwiek działanie na własną rękę mogłoby być bardzo niebezpieczne. Proszę podać nazwiska tych, których pani zna.
- No więc znam ich pseudonimy, tylko niektórych nazwiska - wytłumaczyłam mężczyźnie - Axl Rose, Slash, Duff, Izzy, Steven, niestety tych nazwisk nie znam. Wiem jeszcze, że są niby jakimiś muzykami, jeśli można nazwać to co oni robią muzyką.
- Dobrze wszystko tu zanotowałem. Może się pani uspokoić, znamy tych łobuzów i to nawet za dobrze. Zaraz wyślę tam patrol i sprawdzą co i jak. Zabiorą siostrę. A z tymi oprychami to już my się odpowiednio policzymy. Proszę wracać do domu i niczym się nie martwić. Nawet się pani nie spostrzeże  a już we dwie będziecie w domu. - policjant był z siebie widocznie zadowolony, w końcu udało mu się rozwiązać sprawę bez odchodzenia zza biurka - niech mi pani tylko poda swój numer telefonu i będzie, pani wolna. 


Szłam już do domu, szczęśliwa że wszystkie problemy w końcu się skończą. Wtedy byłam z siebie dumna. Ivet miała wrócić do domu i o to właśnie mi chodziło, przestanie spotykać się z chłopakami i zrobię z niej normalną dziewczynę. Po prostu na zbyt dużo jej pozwoliłam, a ona to wykorzystała. A przy okazji dostanie się tamtym chłopakom, na co zdecydowanie zasłużyli. Będą mieli nauczkę na przyszłość. Nie będą demoralizować porządnych dziewczyn. Zbliżało sie południe, a na dworze był straszny upał, bardzo chciało mi się pić i to czegoś zimnego. Postanowiłam, że trochę się ochłodzę. Weszłam po drodze do sklepu i kupiłam 6pak mojego ulubionego piwa. 

Wróciwszy do domu stwierdziłam, że jestem strasznie głodna. Po krótkim zastanowieniu nie pamiętałam kiedy ostatnio coś miałam w ustach. Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam z niej parówki, a włożyłam piwo. Gdy najadłam się już do syta, wzięłam chłodne piwo i usiadłam na kanapie Wzięłam pierwszy łyk z takim łakomstwem, że aż oblałam sobie bluzkę. Poszłam sie przebrać w bardziej domowe ubranie (shorty i luźny T-shirt) i przy okazji zmienić mokrą od piwa luzkę. Kiedy wróciłam na kanapę postanowiłam, że pooglądam telewizję. Zaczęłam wertować kanały, ale nie mogłam znaleźć nic co by mi pasowało, na końcu zostawiłam na jakimś serialu młodzieżowym.Opróżniłam przy tym trzy puszki, teraz zaczęło mi już szumieć w głowie, nie ma co się dziwić przy takim upale, więc pozostałe trzy zostawiłam na inną okazję. Przecież nie mogłam upić się w samotności.
Siedziałam tak i mimo wszystko dobrze się bawiłam, ale nie znałam wtedy konsekwencji moich wcześniejszych czynów. Nie wiedziałam, że już wkrótce będę tego bardzo, ale to bardzo żałowała. Nie miałam pojęcia jakie to będzie miało skutki.

Usłyszałam dźwięk telefonu:
- Słucham?
- Czy pani Sophie Blake? - powiedział głos w telefonie.
- Tak, to ja. - odpowiedziałam z nieukrywanym zdziwieniem w głosie.
- Z tej strony komisarz Smith, składała pani dzisiaj rano zawiadomienie u mnie. Dzwonię właśnie w tej sprawie. - wytłumaczył mi.
- Tak... Znaleźliście ją? O jejku...Coś się jej stało? Coś z nią nie tak? - błagalnie pytałam. W tym momencie strasznie się zdenerwowałam. Sam mówił, że Ivet zostanie odwieziona do domu jeszcze dzisiaj.- Niech pan mówi!
- Spokojnie, siostra jest cała i zdrowa. Podpisała oświadczenie, że przebywa tam z własnej, nieprzymuszonej woli. Nic nie możemy zrobić, jest pełnoletnia, może być gdzie chce. Ale to nie wszystko, jest inna dość nieprzyjemna sprawa. Siostra i jej znajomi zostali zatrzymani za posiadanie narkotyków. Radziłbym znaleźć jakiegoś dobrego adwokata. - zakończył. A mnie aż wmurowało. - Halo, jest tam pani?
- Tak... Tak jestem. Czy ja mogę się z nią zobaczyć? - zapytałam.
- Nie, niestety ale na tym etapie odwiedziny są niemożliwe. Zresztą są na razie zatrzymani tylko na 48 godzin, później zobaczymy jak sprawa dalej się rozstrzygnie. To by było na tyle. Do usłyszenia.

"I co ja narobiłam..." powiedziałam sama do siebie. Moja siostra, taka delikatna razem z bandziorami, gwałcicielami i innym elementem w jednej małej, zimniej i ciemnej celi. Ona mnie teraz znienawidzi. Już nigdy nie odzyskam swojej siostry, przez swoją głupotę i egoizm, stracę ją na zawszę. Co mi przeszkadzali Ci jej koledzy. Chciała, mogła się spotykać, przecież ja nie musiałam z nimi utrzymywać kontaktu. Ale teraz czas się przyznać, że ja po prostu byłam zazdrosna o to, że spędza z nimi więcej czasu niż ze mną, że mają lepszy kontakt, że im ufa, a mi nie. My nie dogadywałyśmy się już od dawna, a tan naprawdę może nigdy się nie rozumiałyśmy. Jesteśmy jak ogień i woda, totalne przeciwności. Co mi do głowy przyszło żeby iść na ten komisariat... A sumienie mi podpowiadało, żeby tego nie robiła. Skłamałam policji, że jest przetrzymywana, bo chciałam ją odzyskać, a teraz ją stracę. To wszystko moja wina, przecież ona za to może iść na parę lat do więzienia. Że ja wcześniej o tym nie pomyślałam. Przecież to było wiadome od razu, że jak policja tam pojedzie to znajdzie coś nielegalnego i z pewnością nie byłyby to papierosy. Jak ja teraz spojrzę jej w twarz...
Płakałam, nie wiedziałam co mam robić. Nigdy wcześniej nie byłam w takiej sytuacji, nie wiedziałam jak mam jej pomóc. Nie miałam nikogo kto mógłby mi doradzić co trzeba zrobić, żeby ją stamtąd wyjąć. Do mamy zadzwonić nie mogłam, miała dosyć własnych problemów, serce by jej pękło. Podejrzewa, że również by mnie znienawidziła. Jestem czarną owcą w tej rodzinie, czego bym się nie dotknęła zawsze muszę zepsuć. Nawet własnej siostry nie potrafię przypilnować, ale sama dodaje jej dodatkowych kłopotów. Jestem niczego nie warta... 
Byłam zupełnie sama. Nie wiedziałam, że to piekło dopiero się rozpęta.

Sophie Blake

piątek, 11 stycznia 2013

Rozdział 4

No to mamy kolejny rozdział. Może być trochę nudny, ale akcja się rozwinie w następnych, więc zapraszam do czytania i komentowania :)


Tą tajemniczą osobą siedzącą obok mnie, był nie kto inny jak Steven.
- Jezu nie strasz mnie tak, dobra?  Yy mówiłeś coś? Bo się trochę zamyśliłam - zapytałam się chłopaka. Było mi głupio, że on coś do mnie mówi, a i tak to do mnie nie dociera.
- Nooo pytałem się co tu robisz i czy siostra Cię wyrzuciła z domu, skoro sama siedzisz na ławce w parku i to smutna. - odpowiedział z tym swoim uśmiechem przyklejonym do ust. Jak on to robi, że zawsze jest uśmiechnięty? Przecież ich życie nie jest kolorowe, mieszkają w ruderze, nie mają na nic pieniędzy, a on mimo to jest zawsze pogodny. Jak się na niego patrzy to od razu się humor poprawia.
- Nie, nie wyrzuciła mnie...jeszcze. Po prostu miałyśmy krótką wymianę zdań i musiałam wyjść, pobyć sama, pomyśleć. - mój zły humor powrócił na nowo i przestałam zwracać uwagę na mojego towarzysza.
- Dobra Ivet, zbieramy się. Mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia. - powiedział wesołym tonem i poruszał zawiadacko brwiami.
- Steven, nie mam dzisiaj ochoty na żadne wygłupy, przepraszam. - spojrzałam na niego i już wiedziałam, że tak łatwo mi nie odpuści. Nie on. Jak się na coś uprze to nie ma zmiłuj.
- Nie pierdol bez sensu tylko słuchaj. Ja czyli Popcorn proponuję Ci mały wypad na lody. Dobrze Ci to zrobi i na pewno poprawi humor. Później się gdzieś przejdziemy i zapraszam do nas. Mam jakieś drobne, które co prawda miały iść na wiadomy cel, ale czego się nie robi dla przyjaciółki w potrzebie. - odpowiedział i przytulił mnie. - To co? Idziemy?
- No dobra, niech Ci będzie. W sumie to nie taki głupi pomysł,a może się udać - uśmiechnęłam się do niego i wstałam.
Wyszliśmy z parku i podążaliśmy w kierunku jakiś budek z lodami. W międzyczasie Steven opowiadał mi kawał za kawałem, a mnie już od tego wszystkiego brzuch bolał ze śmiechu. Zapomniałam na chwilę o tym przykrym incydencie z Sophie. Popcorn kupił mi i sobie po lodzie i ruszyliśmy dalej. Wygłupialiśmy się jak małe dzieci. Brudziliśmy się lodami, żeby później się gonić i zemścić. Przy tym chłopaku czas biegł zupełnie inaczej. Jak się z nim przebywało, to przenosiło się w zupełnie inny wymiar. Wiem, że często nie jest sobą i zachowuje się dziwnie, ale taki wpływ mają na niego dragi. Dzisiaj był czysty. Widziałam to po jego oczach, zresztą dopiero po nie zmierzał. W duszy dziękowałam, że to on się wtedy obok mnie pojawił i oderwał mnie od tego wszystkiego. Tak spacerując i się wygłupiając, doszliśmy na wzgórza Hollywood i usiedliśmy, patrząc na horyzont i zachodzące słońce. Widok był zapierający dech w piersiach. Z oddali można było dostrzec malutkie światełka neonów i samochodów, przejeżdżających zatłoczone ulice.
- Może chcesz mi opowiedzieć o tym co się stało? Wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć, tak jak każdemu z nas. Jesteś dla nas jak siostra i nie możemy znieść jak jesteś smutna. - popatrzył na mnie z taką miną, że nie potrafiłam mu odmówić.
- Wiem, kochani jesteście. Rozumiecie mnie lepiej niż moja siostra, to jakaś paranoja. Ogólnie to poszło o tą imprezę ostatnio. Sophie się wściekła, że się z Wami zadaję, że sprowadzacie mnie na złą drogę. A to nieprawda. Przecież sama za siebie decyduje, do niczego mnie nie zmuszacie. Zresztą, czuję się dobrze w Waszym towarzystwie i jesteście mi bliscy, a ona nie potrafi tego zaakceptować. No i zaczęłyśmy się kłócić, ja tez powiedziałam parę słów za dużo, ale mnie sprowokowała i jej się należało. Nie jest moja pieprzona matką, żeby mi rozkazywać. Nawet nie jest do końca moją siostrą.
- Jak to nie jest? - Adler zrobił zaskoczoną minę.
- Jesteśmy z innego ojca. Moja mama najpierw była z jej tatą, a później się rozeszli i związała się z innym, no i tak oto jestem.
- Słuchaj mała, to że nie jesteście biologicznymi siostrami nie ma znaczenia. Jesteście rodziną i to jest najważniejsze. A to, że się kłócicie to norma. Bardzo się różnicie i to pewnie z tego te nieporozumienia. Możesz być jednak pewna, że Sophie Cię kocha i troszczy o Ciebie, bo czuje się odpowiedzialna za to, jak żyjesz i co robisz. Stara się Ci pomóc, ale efekt jest inny niż tego oczekuje. Posłuchaj, powinnaś się cieszyć, że masz ją obok i możesz zawsze na nią liczyć. To ważne. Na pewno za chwilę się pogodzicie, więc nie ma się co martwić. Ja ją nawet rozumiem, więc nie mam do niej pretensji za to, jak nas traktuje.
Steven skończył swój monolog, a ja miałam oczy jak pięciozłotówki. Nie spodziewałam się po nim takich słów. Dało mi to wiele do myślenia i uzmysłowiło, że chłopak ma rację. Co ja bym bez niego zrobiła?
- Dziękuję - powiedziałam i przytuliłam się do niego. - Bardzo mi pomogłeś wiesz? Cieszę się, że tu ze mną siedzisz i rozmawiasz, zamiast bawić się gdzieś z reszta.
- Daj spokój! A tak a propo, to może byśmy się już zbierali bo robi się chłodno? Chodź do nas, będzie fajnie - powiedział wstając i zarzucając na mnie swoją bluzę.
Szliśmy ulicami Los Angeles jak zwykle się wygłupiając. Perkusista wziął mnie na barana i tak przeszliśmy, a raczej on przeszedł bo ja siedziałam na jego barkach, do Hellhouse. Zeskoczyłam na ziemię i weszłam do środka. Panował tam totalny chaos. Nie wiem nawet jaki kolor miała podłoga, bo nie było jej widać zza sterty śmieci, pudełek po pizzy, niedopałków, butelek i innych różnych rzeczy. W salonie, o ile można to tak nazwać siedział tylko Duff i Slash. Pierwszy pił wódkę i oglądał coś w telewizji, a mulat siedział i patrzył przed siebie nieobecnym wzrokiem. Gdy nas zauważyli, uśmiechnęli się w naszą stronę.
- A gdzie reszta? - zapytał Popcorn.
- Izzy u siebie, a Axl gdzieś polazł, chuj wie gdzie i po co - odpowiedział mu Kudłacz.
Steven pognał na górę, a ja dosiadłam się do basisty i gitarzysty prowadzącego.
- Jak miło cię u nas widzieć, mała. Chcesz się czegoś napić? - zapytał Duff. Pokiwałam twierdząco głową. - no to zaraz wracam - i poszedł do kuchni. Wrócił z trzema butelkami Nightraina. Każdy z nas wypił po butelce. Byłam lekko wstawiona, a chłopcy z racji tego, że pili juz wcześniej totalnie odpływali. Tak mi się jednak tylko wydawało.
- Coś się stało Ivet? - zapytał Slash
- Nie, dlaczego pytasz? - odpowiedziałam. Cały czas byłam zamyślona.
- Bo nie jestem ślepy. Widzę, że coś Cie męczy. Chodź, poprawię Ci humor - wstał i wyciągnął dłoń w moją stronę.
Popatrzyłam na niego i nie bardzo wiedziałam o co mu chodzi. Złapałam go za rękę i poszłam, jak się okazało do jego pokoju.
Panował tam taki sam bałagan jak na dole. Zrzucił jakieś papiery i ubrania z łóżka i pokazał mi, że mam usiąść. Zrobiłam tak jak kazał, a on wziął jedną ze swoich gitar i zajął miejsce obok mnie. Okazało się, że gra "Wish you were here" Pink Floydów. Jego palce przesuwały się perfekcyjnie po gryfie, a muzyka roznosiła się po całym pomieszczeniu. Kiedy grał, widziałam że przenosił się w inny wymiar. Skupiał uwagę tylko na instrumencie, który wydawał idealne dźwięki. Czułam się wyjątkowo. W końcu to dla mnie gra. Wszystko co się dzisiaj działo, nie miało dla mnie w tej chwili znaczenia. Zaczęłam po cichu nucić tekst, kiedy Saul na mnie spojrzał i się uśmiechnął. Chyba pierwszy raz jestem w stanie zobaczyć jego oczy. Są takie błyszczące i pełne głębokiej czerni... po prostu piękne. Wydawało mi się, że ta chwila trwa wiecznie, zatonęłam w jego oczach.
- Ślicznie śpiewasz! Może to Ciebie weźmiemy jako wokalistkę, a nie tego rudego pojeba - zaśmiał się, kiedy skończył grać. Odłożył gitarę i wrócił z powrotem na swoje miejsce.
- Myślę, że przesadzasz, a Axl i tak by się na to nie zgodził. Zabiłby mnie przy pierwszej możliwej okazji. Za to Ty grasz niesamowicie. To było piękne, dziękuję - popatrzyłam na niego.
Nastała dosyć niezręczna cisza, a gitarzysta zbliżył się na niebezpieczną odległość.
- Jesteś taka delikatna i krucha, co Ty z nami robisz? Twoja siostra ma rację, że nas opieprza przy każdej możliwej okazji. - wyszeptał, dotykając dłonią mojego policzka.
- Nie przesadzaj! Mam prawo się spotykać z kim chce.
Czułam na sobie jego oddech. Żadne z nas więcej się nie odzywało. Siedzieliśmy obok siebie, patrząc sobie w oczy. Nagle mulat zbliżył swoją twarz do mojej tak mocno, że oparł swoje czoło o moje. Poczułam jak moje serce przyspiesza. Nie mogłam nic zrobić...a może nie chciałam? Za każdym razem jak był blisko mnie, nie kontrolowałam siebie i swoich odruchów. Saul spojrzał mi głęboko w oczy i poczułam jak zjeżdża swoją ręka na moją talię i przysuwa mnie jeszcze bliżej, chociaż myślałam, że to nie możliwe. Między nami nie było praktycznie wolnej przestrzeni, tworzyliśmy jedność. Dotknęłam dłonią jego policzek, a drugą odgarnęłam włosy z twarzy. Wyglądał tak słodko. Czułam się taka bezpieczna w jego ramionach. Wreszcie byłam dla kogoś ważna. Było tak spokojnie i w pewien sposób romantycznie. Jednak nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy, co nas czeka...
Ivet  Paar

środa, 9 stycznia 2013

Rozdział 3


Byłam totalnie rozbita, chciałam żeby ten dzień nigdy nie istniał. Naprawdę nie wiedziałam jak mam się zebrać i iść do tej cholernej pracy. Cały czas nurtowało mnie pytanie "Gdzie ona poszła?". Ale szybko odpowiedź sama mi się nasunęła.Do tych chamów bez perspektyw na dalsze życie. Poszłam do łazienki, ubrałam się i pognałam do pracy (a tak nawiasem mówiąc to pracuje w sklepie muzycznym, ktoś w końcu musi nas utrzymywać).
Betty już otworzyła sklep. Gdy weszłam do środka czekała na mnie z uśmiechem na twarzy.
- Cześć. - powiedziałam nie wyrażając zbyt wielkiego entuzjazmu. Za to ona aż promieniała.
- No w końcu jesteś! Czekam na ciebie i czekam. Nie uwierzysz jak ci powiem - zrobiła przerwę chcąc wzbudzić we mnie ciekawość - Eddy w końcu mi się świadczył... - zaczęła swój monolog, a ja udając, że ją słucham, siedziałam zamyślona. - No i co na to powiesz?
- Cudownie, naprawdę bardzo się cieszę, że jesteś szczęśliwa. - powiedziałam, a jej to wystarczyło  Nigdy nie chciała słuchać innych, zależało jej na tym żeby tylko się pochwalić. Liczyła się tylko z własnym zdaniem. 

Dzień w pracy bardzo mi się dłużył, klientów było niewielu, bo chciałby teraz kupować płyty. Cały czas rozmyślałam o tym wszystkim co powiedziała mi Ivet. Czy ona naprawdę tak myśli? Miałam nadzieje że jak wrócę do domu to będzie tam na mnie czekać, musimy poważnie porozmawiać. Szłam ulicą nie zwracając uwagi na innych przechodniów i na to co dzieje się dookoła, kiedy nagle naszła mnie straszna ochota na papierosa. Nie palę już od dwóch lat i myślałam że te "głody" mam już za sobą. Weszłam do sklepu i nie zastanawiając się nad tym, że to będzie równoznaczne z powrotem do nałogu, kupiłam fajki i zapalniczkę. Wyszłam ze sklepu i włożyłam papierosa do ust. Odpaliłam i po raz pierwszy od bardzo dawna porządnie się zaciągnęłam  Nie pamiętałam jakie jest to przyjemne uczucie kiedy dym wypełnia moje płuca. Ruszyłam dalej. Byłam już prawie przy klatce schodowej kiedy nagle zatrzymałam się i  stwierdziłam, że boję się wracać do domu. Czułam się jak małe dziecko, które boi się wracać do domu bo coś spsociło, a rodzice już się o tym dowiedzieli. Ja nic nie zrobiłam, ale jednak to niemiłe uczucie dopadło i mnie. 

Podeszłam do drzwi i nacisnęłam na klamkę, były zamknięte. Zaczęłam szukać w kieszeniach spodni swoich kluczy, kiedy usłyszałam dźwięk telefonu dobiegający z mojego mieszkania. Zaczęłam pośpiesznie otwierać zamek i kiedy weszłam od razu rzuciłam się do słuchawki:
- Słucham? - powiedziałam.
- Cześć córeczko! - wykrzyczała mama do słuchawki - Jak się mają moje dwa skarby?
- Cześć mamusiu, właśnie weszłam do domu, bo wróciłam z pracy. U nas wszystko w porządku. 
- A jak Ivet, dobrze się sprawuje? Wiesz teraz jest w takim wieku, że może stwarzać problemy - mama chyba przeczuwała, że coś jest nie tak.
- Tak wszystko jak najbardziej gra, młoda jest grzeczna jak zawsze. Nie masz się czym martwić. - okłamałam ją. Nie chciałam dodawać jej nowych zmartwień. John miał ostatnio małe problemy ze zdrowiem i teraz cała jego firma przewozowa jest na jej głowie. Wiedziałam, że jest jej ciężko. - A jak ma się John?
- O wiele lepiej, lekarz mówi,że jak będzie przyjmował regularnie leki i dbał o siebie to, to tylko kwestia czasu kiedy wróci do dawnych sił. Daj mi Ivet do telefonu, chcę zamienić z nią parę słów.
- Nie ma jej w domu - znów musiałam ją okłamać, czułam się wtedy strasznie podle - Już z samego rana poszła do koleżanki. Ale powiem jej jak wróci żeby oddzwoniła.
- No dobrze kochanie, trzymajcie się i pilnuj tej małej rozrabiary.
- Pozdrów Johna i też się trzymaj. Kocham cię. - odłożyłam słuchawkę.

Usiadłam na kanapie i zaczęłam płakać. Nie mogłam tłumić już w sobie tych wszystkich emocji. Najgorsze było to, że nie miałam komu się wygadać. Ta cała sytuacja zżerała mnie od środka.Nie wiedziałam co mam począć z tą nieodpowiedzialną gówniarą. Może zrobiłam błąd i powinnam powiedzieć o wszystkim mamie? Może ona przemówiła by jej do rozsądku? Taki styl życia jaki prowadzi Ivet jest dobre, ale na krótką metę  Najpierw uzależni się od alkoholu, później od narkotyków, a na końcu tej czarnej listy nic dobrego jej nie czeka. Wtedy będzie już początek końca. Nie dawałam sobie rady z natłokiem myśli. Obrazy, które malowały się w mojej głowie były przerażające... Z tego całego płaczu poczułam straszną senność. nawet nie wiem kiedy, a oczy same mi się zamknęły.


Obudziło mnie stukanie do drzwi. Zerwałam się pewna, że to moja siostra wróciła potulnie do domu. Za drzwiami czekało mnie rozczarowanie... To był nie kto inny jak ten cały Axl.

- Co ty tutaj robisz? Mówiłam, że macie się tu więcej nie pokazywać - mówiłam torując mu wejście do mieszkania.
- Chciałem tylko pogadać. Powiedz mała co myśmy ci takiego zrobili że tak nas nie lubisz? - stał oparty o futyrnę drzwi z rękami skrzyżowanymi na piersiach.
- Ty jeszcze masz czelność pytać coście zrobili? Zepsuliście do szpiku kości moją siostrę i ty jeszcze pytasz?! - teraz już na niego wrzeszczałam, bo straciłam resztki cierpliwości, ale też miałam na kim wyładować swoje nerwy - Brzydzę się tobą i twoimi kolegami! Jesteście dla mnie zerem!
- Miło nam i do usług. - odparł ze spokojem, a nawet ironicznym uśmieszkiem na ustach - Coś ci powiem... Twoja siostra to jedna z najporządniejszych dziewczyn jakie znam. Jest świetna, inteligentna a przy tym ładna. Nie wiem dlaczego los tak ją pokarał, że ma taką okropną siostrę. Jeśli ja byłbym na jej miejscu to w ogóle bym się do ciebie nie przyznawał. Nie wiem jak tak młoda osoba może być tak zdziadziała, zachowujesz się jakbyś miała 50 lat. Dziewczyno otwórz oczy! Życie przelatuje ci między palcami,a ty swoje najlepsze lata spędzasz w domu na oglądaniu telewizji. - zakończył swoją jakże interesującą wypowiedź, obrócił się na pięcie i ruszył schodami na dół. Ja z impetem zamknęłam drzwi.

Co on niby może wiedzieć o życiu. Dla niego cały świat to picie, ćpanie i ruchanie, nic innego nie widzi poza tym. I jeszcze przychodzi tu żeby mnie pouczać i moralizować kpina jakaś.  


Poszłam do kuchni by zrobić sobie kawę. Nawet nie wiedziałam kiedy minęło tyle czasu, zegarek już wskazywał 21. A jej od rana nie ma... Wzięłam kubek z ciepłym napojem i usiadłam na parapecie wpatrując się w światła, których blask unosił się nad panoramą budynków. Wegetowałam siedząc tak kilka godzin, wyłączając swój umysł. Kiedy się ocknęłam w mieszkaniu panowała całkowita ciemność. Zapaliłam światło i spojrzałam na zegar; 00:34. Teraz już naprawdę zaczęłam się bać o Ivet, tym bardziej że ten cały Rose nie wspomniał ani słowa, że ona jest u nich. Nie wiedziałam gdzie mam jej szukać. Byłam bezradna. Kiedy nagle do głowy przyszedł mi świetny pomysł...


Wiem, że jest trochę nudny, ale musiałam tak zrobić, żeby w następnym rozdziale się trochę bardziej rozwinąć. No to zapraszam do komentowania, co się nie podobało, a może jednak coś się podobało :) 

Sophie Blake

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Ogłoszenia parafialne :)

No więc tak, postanowiłyśmy z Ivet, że założymy sobie stronę na facebook'u żeby ułatwić wam kontakt z nami. Będą tam pojawiać się informacje o nowych rozdziałach, możecie również zadawać różne pytania lub po prostu podzielić się swoją opinią na temat naszej pracy. Link do strony pojawił się również w zakładce KONTAKTY więc i tam go znajdziecie.
www.facebook.com/sophieiivet


A i przypominam wszystkim tym którzy chcieli być informowani o nowych postach, że zostanie stworzona zakładka "INFORMOWANI" i wobec tego prosimy was żebyście w komentarzach przesyłali w jakiej formie chcecie być informowani; e-mail, facebook, gg, a może na swojego bloga.
DZIĘKUJEMY ZA UWAGĘ
Sophie i Ivet

Rozdział 2



Na wstępie, chciałyśmy się zapytać kto z Was chciałby się znaleźć w zakładce polecane i Ci którzy proszą o informowanie niech dadzą znak jak chcą być informowani: na gg, na mailu czy na blogu. To chyba tyle słowem wstępu, a teraz rozdział :)


KURWA!!!! Musiałam to wykrzyczeć i wyjść z naszego mieszkania. Jak ona mogła tak na mnie naskoczyć? Za co ja się pytam? Przecież wróciłam do domu cała i zdrowa, no ok może trochę przesadziłam, ale wielkiej tragedii nie było. Życie jest po to, żeby z niego korzystać mam rację? Wściekła, szłam ulicami przed siebie, nie zawracając uwagi na ludzi, których potrącałam. Słyszałam jakieś wyzwiska w moją stronę, ale puszczałam je mimo uszu. Gówno mnie teraz obchodziło co ktoś do mnie mówi. Doszłam do jakiegoś parku i usiadłam na jednej z ławek. Przecież ona nie jest moją pierdoloną matką, żeby mi mówić co mam robić i z kim się zadawać. To, że ona jest nudziarą i nie lubi moich znajomych, nie znaczy że ja też taka będę. Wyciągnęłam z kurtki papierosa i nie mogłam zapalić tak ręce mi się trzęsły ze zdenerwowania. W końcu mi się udało i mocno się zaciągnęłam. Zawsze mi to pomaga się uspokoić. Chyba trochę za bardzo na nią naskoczyłam. Teraz trochę mi głupio, bo jednak opiekowała się mną i zawsze byłyśmy razem. Mimo, że tak bardzo się różnimy to ją kocham.

- Cześć! Co tak sama siedzisz? Stało się coś? - zapytał jakiś chłopak. Wyglądał sympatycznie, ale nie miałam ochoty teraz na żadne pogaduszki.
- Masz jakiś problem kurwa? Nie Twoja sprawa, zostaw mnie samą i zajmij się sobą. Nie chciałam być niemiła, ale akurat trafił na zły moment. Widziałam, że był lekko zaskoczony moimi słowami.
- Ok chciałem tylko pomóc. Trzymaj się - odpowiedział i poszedł w stronę starej kamienicy. Odprowadziłam go wzrokiem i cieszyłam się spokojem. Oparłam się o ławkę i zaczęłam sobie przypominać wczorajszy wieczór z chłopakami, chociaż było to trudne a zwłaszcza jego koniec.

Szłam właśnie ze sklepu obładowana siatkami z jedzeniem. Ledwo doczłapałam się do mieszkania, ale jak już dotarłam to nie mogłam sobie poradzić ze znalezieniem klucza. Wtedy usłyszałam za sobą wesoły głos.

- Hej mała. Czekaj pomogę Ci - zaoferował się jak się okazało Duff. Wziął ode mnie siatki, a ja przeszukiwałam kieszenie w poszukiwaniu tego pieprzonego klucza. - Co Ty masz w tych torbach? Kamienie czy co? Tylko się uśmiechnęłam. No tak w końcu oni nie wiedzą co to porządne zakupy.
W końcu udało mi się znaleźć zgubę i weszłam do środka,  a zaraz za mną mój pomocnik.
- Dziękuję za pomoc. Co Cie do mnie sprowadza? Bo domyślam się, że nie przyszedłeś do Soph - zapytałam zaciekawiona, chowając wszystkie produkty do szafek i lodówki.
- No masz rację! Idziemy dzisiaj do klubu się rozerwać i razem z resztą chłopaków pomyśleliśmy, że może poszłabyś z nami. Popatrzyłam na niego zaskoczonym wzrokiem i się uśmiechnęła.
- Jeszcze się pytasz... Jasne, że z Wami pójdę. Powiedz tylko gdzie i o której.
- O nic się nie martw. Wpadniemy po Ciebie o 20 więc bądź gotowa. Dobra to ja spadam, bo mamy jeszcze dzisiaj mieć próbę. Trzymaj się mała! - pocałował mnie w policzek i szybkim krokiem wyszedł z mieszkania.
Nie miałam żadnych planów na wieczór, więc z chęcią się zgodziłam. Cała szczęśliwa, włączyłam płytę Aerosmith "Pump" i wzięłam się za przygotowywanie obiadu. Jak Sophie wróci z pracy to powiem jej,że wychodzę z chłopakami. Pewnie nie będzie zadowolona bo za nimi lekko mówiąc nie przepada. Ale jestem pełnoletnia i mogę robić co chcę. Zjadłam obiad a resztę zostawiłam siostrze. Była godzina 18, więc powoli zaczęłam się szykować. Założyłam bluzkę z logo Rolling Stones,  skórzane rurki, nałożyła lekki makijaż i byłam gotowa.
- Już jestem! - krzyczała od progu Soph. Zeszłam na dół. - A Ty co taka wystrojona? Idziesz gdzieś?
- No właśnie chciałam Ci powiedzieć, że idę z Axlem, Slashem, Duffem, Izzym i Stevenem do klubu. Przyjdą  po mnie za pół godziny. Nie powiem, żeby miała szczęśliwą minę - obiad masz na patelni to sobie odgrzej.
- Wiesz, że za nimi nie przepadam, ale nie zabronię Ci się z nimi spotykać. Jak już się umówiłaś to idź, ale pamiętaj, uważaj na siebie. Powiedziała jak zwykle tonem nadopiekuńczej mamy.
- Spokojnie nic mi nie będzie. A może poszłabyś z nami?
- Ja? Nie ma mowy. Zresztą jestem zmęczona po pracy.
Przerwał nam dzwonek do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam cała 5.
- To co gotowa? - zapytał Axl - wyglądasz super, więc domyślam się, że możemy iść.
- Tak tylko założę buty i wezmę torebkę.
- Cześć Sophie! - powiedział Izzy do mojej siostry, która akurat przechodziła koło drzwi.
- Cześć. Ivet proszę uważaj na siebie.
- Spokojna głowa, mała będzie z nami więc nic jej nie grozi - zapewnił ją już lekko wstawiony Slash.
- Taaa tego się właśnie obawiam - powiedziała do siebie- No nic bawcie się dobrze i nie wróćcie za późno.
Pożegnaliśmy się i już byliśmy w drodze do klubu. Z tego co wiem to szliśmy do Roxy. W międzyczasie wyciągnęłam papierosa, którego zapalił mi Slash przy okazji zapalając też swojego. Uśmiechnęłam się w podziękowaniu i cała grupą szliśmy do naszego celu. Steven oczywiście całą drogę się wygłupiał i zachowywał jak dziecko... cały Popcorn. Szliśmy w ciszy, aż w końcu odezwał się Duff.
- Ivet, a tak właściwie, to czemu Sophie nas nie lubi? Przecież nic jej nie zrobiliśmy.
- Właśnie kurwa - zawtórował mu mulat - mogła z nami wyjść i się rozerwać - odpowiedział i wypuścił smugę dymu z ust.
- No przydałoby jej się bo jest strasznie spięta i wredna - zaskrzeczał Rudy.
- Po prostu moja siostra nie przepada za takim towarzystwem i życiem jakie toczycie. Jest bardziej ułożona i ma inne aspiracje może dlatego nie pała do was miłością, ale na pewno w głębi serca was lubi. To nie jej bajka i tyle. Steven uważ....
- Za późno - zaśmiał się Slash - chodź tu sieroto - podszedł do Stevena i podniósł go z chodnika, gdyż ten zaliczył glebę po spotkaniu z koszem na śmieci.
Po lekkich perypetiach w końcu dotarliśmy do klubu i zajęliśmy stolik na uboczu. Jakiś zespół grał na scenie, gdy podeszła do nas kelnerka bardziej rozebrana niż ubrana i czekała na zamówienie.
- Jakieś specjalne życzenia mała? - zapytał Izzy. Chyba pierwszy raz sie odezwał, ale to szczegół. Spojrzałam na niego i pokiwałam przecząco głową.
- W takim razie poprosimy 2 butelki Danielsa i 2 butelki wódki. - zamówił Axl i odprowadził kelnerkę wzrokiem - zajebista ta laska co nie? - wszyscy popatrzyli na niego z litością w oczach. Gdy dostaliśmy zamówienie każdy zajął się swoją szklanką i jej opróżnianiem. Po paru kolejkach zaczęło mi już szumieć w głowie, ale nie bardzo się tym przejęłam. Wręcz przeciwnie, coraz lepiej się bawiłam. Tańczyłam chyba z każdym z chłopaków, ale w końcu wróciliśmy do stolika i zamówiliśmy jeszcze raz to samo. Nagle Izzy wyciągnął mała torebeczkę z białym proszkiem. Dobrze wiedziałam co to, ale jeszcze nigdy nie próbowałam.
- Chcesz trochę? - zapytał się mnie Stradlin. Przez chwilę się wahałam, ale byłam już lekko zamroczona alkoholem i chciałam spróbować jak to jest. Siedzący obok mnie Slash usypał kreskę i zwinął banknot, żeby wciągnąć sprawnie narkotyk.
- Twój pierwszy raz? - popatrzył na mnie i zapytał - spoko to proste. Widziałaś jak ja to robię więc zrób to samo - powiedział z miną pełna aprobaty.
Patrzyłam jak reszta chłopaków sprawnie wciąga kreski usypane z białego proszku. Wzięłam od Slasha rulonik z banknotu i przyłożyłam do stolika zatykając jedna dziurkę. To samo powtórzyłam z druga dziurką i poczułam jak substancja rozchodzi sie po całym moim organizmie. Widziałam świat w innych kolorach, wszystko było lepsze i wyraźniejsze.
- Ivet żyjesz? - zapytał z troską Duff.
- Jest zajebiście. Nigdy się tak nie czułam. Idę tańczyć kto idzie ze mną? Jednak widziałam, że Izzy się zmył, Axl bajerował jakąś dziwkę, Steven padł, więc popatrzyłam na wysokiego blondyna i Kudłacza. Jednak oni tylko pokiwali przecząco głowami. Poszłam sama i poczułam jak tracę grunt pod nogami, ktoś postawił mnie na podeście. Nic sobie z tego nie robiąc tańczyłam dalej, ale robiło mi się coraz bardziej słabo i czułam, że odpływam. ostatnie co pamiętam to Slash zabierający mnie stamtąd i zbierający po drodze resztę towarzystwa.

- ...Cie z domu?

 Usłyszałam jakiś głos obok mnie. Przestraszyłam się i spojrzałam na osobę, która coś do mnie mówiła.


Ivet Paar

sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział 1


- Sophie! Sophie! - usłyszałam głośne walenie w drzwi. W pierwszym momencie wydawało mi się, że to tylko sen, ale po chwili zorientowałam się, że to dzieję się naprawdę. Podniosłam głowę nad poduszkę, by sprawdzić która jest godzina; 4:31. Pobiegłam szybko do drzwi aby zobaczyć co się tam stało. No tak czego ja się spodziewałam, to ci pseudo rockowcy, którzy myślą, że im wszystko wolno.

- Popierdoliło was?! - powitałam ich - że wy nie macie żadnego pierdolonego zajęcia i możecie imprezować 7. dni w tygodniu to nie znaczy, że wszyscy ludzie tak żyją!
Wykrzyczałam im prosto w w zapijaczone i zaćpane twarze. Chyba nie byli gotowi na aż tak "miłe" przyjęcie z mojej strony.
- Spokojnie mała - odezwał się ten przemądrzały rudzielec, którego szczerze nienawidziłam - zobacz kogo ci przyprowadziliśmy. Odsunął się a z za jego pleców wyłoniła się nie kto inny a Ivet. Ivet to moja młodsza siostra. Była upita do nieprzytomności i przy okazji chyba też naćpana. Nie wiedziałam co mam powiedzieć.
- Co wyście z nią zrobili do cholery jasnej? Ja mówiłam tej gówniarze nie zadawaj się z tą bandą zdegenerowanych ćpunów, ale ona nie, zawsze musi postawić na swoim. No i teraz ma tego efekty! - zaczęłam wydzierać się jakbym była w amoku i chodziłam w kółko. W tym czasie ci chłopcy wciągnęli Ivet do domu i położyli na kanapie.
- Weź się uspokój  kurwa, zachowujesz się jak stara wrzeszcząca baba! Co ty nigdy młoda nie byłaś? - wykrzyczał do mnie ten potwór bez twarzy, nawet nie pamiętam jak on się nazywał.
- Daj koc, młoda się wyśpi i będzie jak nowa - powiedział Duff, tak tego pamiętam doskonale, był nieziemsko przystojny.
Poszłam do pokoju przyniosłam koc i ją przykryłam. Teraz wszyscy staliśmy w milczeniu patrząc na Ivet. Przerwałam tą piekielną ciszę:
- Czego tu jeszcze szukacie? Nie chcę was tu więcej widzieć.
Zabrali się w mgnieniu oka. Później było mi trochę głupio, że nawet im nie podziękowałam za to że ją przyprowadzili. Ale z drugiej strony to też ich wina, gdyby nie oni to wszystko nigdy by się nie wydarzyło. Położyłam się spać.
Gdy się obudziłam natychmiast poszłam do salonu sprawdzić co się dzieje z Ivet. Gdy podeszłam do kanapy nie było jej na niej. Chciałam sprawdzić w kuchni, ale usłyszałam szum wody w łazience.
- Ivet, wszystko w porządku? - zawołałam.
- Tak, biorę prysznic, zaraz przyjdę.
W międzyczasie zrobiłam kawę i czekałam na nią w kuchni. W końcu wyszła. Wyglądała fatalnie, blada, oczy podpuchnięte jakby nie spała cały tydzień. Spojrzała na mnie i powiedziała:
- No słucham, możesz już zacząć swoją moralizatorską gadkę, wiem że tylko na to czekasz.
- Tak oczywiście, przecież to dla mnie przyjemność ciągle cię upominać. Co się z tobą dzieje? Nie poznaje cię, zadałaś się z tą bandą, która uważa się za wielkie gwiazdy choć tak naprawdę nikt nigdy o nich nie słyszał. - wykrzyczałam, powoli traciłam do niej cierpliwość.
- Przestań mi mówić co mam robić! Nie znasz ich, nic o nich nie wiesz, więc jakim prawem możesz, ich oceniać.
- Ja ich nie oceniam... Podaj mi choć jedną pozytywną rzecz jakiej się od nich nauczyłaś. Picie? Ćpanie? Już nawet nie chce wiedzieć co ty jeszcze z nimi robisz!
Popatrzyła na mnie wzrokiem jakiego nigdy przedtem u niej nie widziałam, było w nim pełno, bólu, nienawiści, ale też żądza zemsty. W tamtym momencie zrozumiałam, że przesadziłam mówiąc jej to wszystko. Podniosła się z krzesła i wykrzyczała:
- Są moimi prawdziwymi przyjaciółmi. A ty? Ty nawet nie jesteś moją siostrą.
Wybiegła z mieszkania. A mnie aż wmurowało. Strasznie mnie zabolały jej słowa. Tak to prawda nie byłyśmy siostrami biologicznymi. Mój ojciec zostawił matkę w dniu kiedy ja się urodziłam. Niedługo potem zaczęła spotykać się z Johnem i trzy lata po mnie urodziła się Ivet. Do tej pory są razem. Ale ja nigdy nie dałam młodej odczuć tego, że jesteśmy przyrodnimi siostrami. Nigdy nie czułam żadnej różnicy między nami. Razem się wychowujemy, razem się trzymamy. Nie wiem jak mogła tak powiedzieć... Jeszcze długo siedziałam w bezruchu na parapecie kuchni.
                                                                                                                       
                                                 Sophie Blake